czwartek, 8 maja 2014
Przerwa :)
Cześć. No,więc chciałam Wam przekazać wiadomość,że na razie robię sobie STOP od TEGO bloga. To dlatego iż miałam słomiany zapał co do tego. Sądziłam,że uda mi się dobrnąć do końca,ale teraz widzę,że to wcale nie będzie takie łatwe . Teraz robię sobie przerwę,ale nie mówię,że porzucam bloga. :p Okej to tyle ^^! Do zobaczenia!! :DD
sobota, 3 maja 2014
Rozdział 8. ,,Chwila''
Wyjęłam komórkę z torebki - Nataniel.
- Halo,Lizie?
- Nataniel? Po co dzwonisz o godzinie 3. w nocy ?
- Wystraszyłaś mnie! Przyszedłem do Ciebie do domu,bo nie odbierałaś wcześniej telefonów,więc myślałem,że coś Ci się stało,a Ciebie w nim nie było. Gdzie ty się szlajasz!? - krzyknął przerażony.
Faktycznie,torebkę miałam w salonie..
- Ja..jestem u przyjaciela. - odpowiedziałam bojąc się jak na to zareaguje.
- A co Ty tam robisz? Miałaś iść do domu,trzeba było powiedzieć to bym Cię odprowadził!
- Wiem,wiem,ale byłam na zakupach i zobaczyłam..znajomego,który zaproponował mi nocowanie...dawno Go nie widziałam,więc wiesz..
- To ze ZNAJOMYM chcesz spać,a u własnego chłopaka nie chcesz zostać na noc!?
Już miałam mu odpowiedzieć,że przynajmniej u Nicolasa czuje się bezpieczniej,ale to by go chyba TROSZKĘ rozzłościło..
- Wpadłam na Niego,a że dawno Go nie widziałam,to zrozum,że się trochę stęskniłam! Muszę kończyć,zadzwoń jutro..jak chcesz..pa!
- Liz!.. - rozłączyłam się.
Miałam już dosyć tej rozmowy. Jak go znam pewnie od razu zadałby mi pytania nie na temat.. Podeszłam do drzwi,żeby posłuchać czy Nicolas wciąż tam śpi. Był tam.Chyba spał,ale dobrze nie widziałam. Uchyliłam drzwi żeby to sprawdzić,gdy nagle otworzył oczy,i już miał wstać kiedy ja zamknęłam drzwi i z zaskoczenia na wszelki wypadek je przytrzymałam. Postałam tak chwilę,po czym w końcu zasnęłam oparta o drzwi.
Obudziłam się w tej samej pozycji w której zasnęłam. Nicolas chyba wciąż był pod drzwiami. Nie zastanawiając się dłużej ubrałam się w moje stare ubranie,spakowałam swoje rzeczy po czym wyrwałam kartkę z moje pamiętnika - oczywiście czystą - i napisałam na niej list,w którym zapisane było,że od teraz muszę radzić sobie sama z tym wszystkim i że nie chcę obciążać Nic'a moją obecnością.
Sama poszukam mojego domu,chyba powinnam rozpoznać swoje miejsce zamieszkania. A przynajmniej te stare. Najwyżej - zapytam się Nataniela..
Gdy napisałam list odłożyłam go na szafce i zaczęłam zastanawiać się jak wyjść z domu. Przez okno? Jestem na drugim piętrze...ale wyjść też nie mogę,bo Go obudzę. Może jednak najlepszym miejscem byłaby wspinaczka po oknach z drugiego piętra?
Podeszłam do drzwi sprawdzić,czy On WCIĄŻ tam jest. O dziwo - nie słyszałam go. Spojrzałam przez szparę - nic nie było. Po cichu wyszłam z pokoju zastanawiając się,czy Nicolas gdzieś nie czyha. Nie było go.
Wyszedł gdzieś? Zeszłam po schodach i zaczęłam powoli zakładać na siebie kurtkę. Kiedy już to wykonałam wyszłam z domu przed siebie,mając nadzieję,że niedaleko stąd jest przystanek.
Szłam tak już dobre półgodziny,ale nigdzie nie było widać autobusów czy nawet jeżdżących samochodów. Na jakim odludziu mieszka Nic!? Nie miałam wyboru,musiałam zadzwonić. Wyjęłam z torebki telefon po czym wybrałam z książki telefonicznej numer Nataniela.
- Halo? Nataniel? - spytałam głosem jakbym za chwilę miała się rozpłakać.
- Co się stało? - spytał zaskoczony.
- Mógłbyś po mnie przyjechać?
- A-ale co się stało,gdzie jesteś?
- Nic,po prostu wyszłam od znajomego,ale nie wiem dokładniej gdzie jestem..nigdzie nie jeżdżą żadne autobusy..
- A powiesz chociaż na jakiej ulicy jesteś? To po Ciebie podjadę.
Rozpaczliwie zaczęłam szukać tablicy z napisem ulicy. Ulica..Sucritt! To ta na której kiedyś spotkałam się z Lysandrem..ale trochę inaczej tu wygląda,po pierwsze - gdzie las? Ulica? Samochody? JAKAKOLWIEK LUDNOŚĆ!?
- Ulica Sucritt,Nat. Przyjedź po mnie.
- Okej. - rozłączył się.
Usiadłam na trawie czekając aż po mnie przyjedzie,a komórkę schowałam do torebki.
Po jakichś 20 minutach słyszałam już silnik samochodu - to na pewno Nataniel jechał. Oczywiście.
- Jezu,Lizie,gdzieś Ty była? Musiałem na mapie tej ulicy szukać.
- Sama nie wiem....- odpowiedziałam z ręką na ramieniu.
- Chodzisz spać do faceta a nawet nie wiesz gdzie to jest? Co Ty sobie wyobrażałaś ? - spytał z wyzywającym spojrzeniem.
Chyba wyglądałam jakbym miała się zaraz rozpłakać,bo Nataniel przytulił mnie a jego mina zrobiła się z wyzywającej na troskliwą,jakbym była jego dzieckiem a On ojcem,który właśnie je skrzywdził..
- Nie martw się,wracamy do domu. Do Twojego czy mojego? - spytał.
- Do mojego. - odpowiedziałam z pozoru pewnie,bo sama nie wiedziałam co wtedy zrobię. Ale przypomniałam sobie,że mam w torebce kluczyki do domu,które oddał mi Nataniel. Więc przynajmniej z wejściem nie będzie większego problemu.
Wyszłam z samochodu żegnając się po czym stanęłam przed domem,który tak naprawdę nim nie był.. Tak jak powiedziałam - z otworzeniem nie było problemu. Weszłam. W domu widniało pełno obrazów,najwięcej - oczywiście - z Natem. Dużo też było z Alexy'm,z Rozą,z innymi i z..Lysandrem. Dziwne,nie pamiętam żebym kiedykolwiek wychodziła z Nim na takie ,,wycieczki''. Zdjęłam buty,rozebrałam się i poszłam do sypialni. Padłam na łóżku i chwilę tak pomyślałam. Dlaczego wtedy na tej ulicy nie było tak samo jak kiedy miałam spotkać się z Lysandrem?
Długo tak nie mogłam pomyśleć,usłyszałam dźwięk telefonu. Nicolas.
- Halo? Nic?
- LIZIE!!! Gdzie Ty jesteś?! Czekałem całą noc jak wyjdziesz,poszedłem do łazienki a gdy wróciłem Ciebie nie było w pokoju,zostawiłaś tylko list!
- Wiesz,Nic,zazwyczaj kiedy dziewczyna zostawia list POŻEGNALNY,to nie chcę,abyś więcej do niej dzwonił..
- Ale co się stało? - spytał trochę załamany. - Zrobiłem Ci coś?
- NIE! Ale po prostu..nie chcę Cię w to mieszać.
- Przecież Ci wierzę,co jeszcze mam zrobić? Chciałem Ci tylko pomóc - rzekł zrezygnowany i się rozłączył.
- Nicolas..-szepnęłam. Nie chciałam go zranić. Musze się trochę przewietrzyć.
Zeszłam na dół. Powietrze było gęste. Na moje szczęście zaczęło padać. Wyszłam spoza ogródka,na ulicę - tylko tam było widać księżyc,tę piękną pełnie. Przekonana,że nic nie będzie jechać wyszłam dalej na ulicę. Zamknęłam oczy i wystawiłam ręce. Chciałam mieć trochę szczęścia w sobie. Rozmarzyłam się,myślałam o wszystkim. Nie zauważyłam głośnego klaksonu i migających świateł samochodu. Ale po chwili wszystko poczułam,na szczęście na krótko,bo po chwili zapadłam w..sen. Znowu to samo. Wtedy zrozumiałam,że naprawdę nie mam szczęścia.
***
No,więc to koniec 8 rozdziału. Wybaczcie,że piszę go dopiero pod koniec majówki,ale jakoś nie miałam czasu..psychicznie byłam trochę źle nastawiona,miałam problemy...No,ale cieszcie się,że jest ! Jutro napiszę kolejny gdyż mam ograniczony dostęp do komputera. Dobra,to tyle. Dostaniecie tutaj takie śliczne kilka obrazków ^^ W tym Bonus - pokaże Wam jak wygląda LIZIE! W wersji postaci z mangi,ale okej xD Zawsze coś xD Pokażę również jak wygląda Nataniel :33
LIZIE :
Nataniel:
:33 Dobra,to tyle,pa ;****** Do następnego rozdziału! ^.^
- Halo,Lizie?
- Nataniel? Po co dzwonisz o godzinie 3. w nocy ?
- Wystraszyłaś mnie! Przyszedłem do Ciebie do domu,bo nie odbierałaś wcześniej telefonów,więc myślałem,że coś Ci się stało,a Ciebie w nim nie było. Gdzie ty się szlajasz!? - krzyknął przerażony.
Faktycznie,torebkę miałam w salonie..
- Ja..jestem u przyjaciela. - odpowiedziałam bojąc się jak na to zareaguje.
- A co Ty tam robisz? Miałaś iść do domu,trzeba było powiedzieć to bym Cię odprowadził!
- Wiem,wiem,ale byłam na zakupach i zobaczyłam..znajomego,który zaproponował mi nocowanie...dawno Go nie widziałam,więc wiesz..
- To ze ZNAJOMYM chcesz spać,a u własnego chłopaka nie chcesz zostać na noc!?
Już miałam mu odpowiedzieć,że przynajmniej u Nicolasa czuje się bezpieczniej,ale to by go chyba TROSZKĘ rozzłościło..
- Wpadłam na Niego,a że dawno Go nie widziałam,to zrozum,że się trochę stęskniłam! Muszę kończyć,zadzwoń jutro..jak chcesz..pa!
- Liz!.. - rozłączyłam się.
Miałam już dosyć tej rozmowy. Jak go znam pewnie od razu zadałby mi pytania nie na temat.. Podeszłam do drzwi,żeby posłuchać czy Nicolas wciąż tam śpi. Był tam.Chyba spał,ale dobrze nie widziałam. Uchyliłam drzwi żeby to sprawdzić,gdy nagle otworzył oczy,i już miał wstać kiedy ja zamknęłam drzwi i z zaskoczenia na wszelki wypadek je przytrzymałam. Postałam tak chwilę,po czym w końcu zasnęłam oparta o drzwi.
Obudziłam się w tej samej pozycji w której zasnęłam. Nicolas chyba wciąż był pod drzwiami. Nie zastanawiając się dłużej ubrałam się w moje stare ubranie,spakowałam swoje rzeczy po czym wyrwałam kartkę z moje pamiętnika - oczywiście czystą - i napisałam na niej list,w którym zapisane było,że od teraz muszę radzić sobie sama z tym wszystkim i że nie chcę obciążać Nic'a moją obecnością.
Sama poszukam mojego domu,chyba powinnam rozpoznać swoje miejsce zamieszkania. A przynajmniej te stare. Najwyżej - zapytam się Nataniela..
Gdy napisałam list odłożyłam go na szafce i zaczęłam zastanawiać się jak wyjść z domu. Przez okno? Jestem na drugim piętrze...ale wyjść też nie mogę,bo Go obudzę. Może jednak najlepszym miejscem byłaby wspinaczka po oknach z drugiego piętra?
Podeszłam do drzwi sprawdzić,czy On WCIĄŻ tam jest. O dziwo - nie słyszałam go. Spojrzałam przez szparę - nic nie było. Po cichu wyszłam z pokoju zastanawiając się,czy Nicolas gdzieś nie czyha. Nie było go.
Wyszedł gdzieś? Zeszłam po schodach i zaczęłam powoli zakładać na siebie kurtkę. Kiedy już to wykonałam wyszłam z domu przed siebie,mając nadzieję,że niedaleko stąd jest przystanek.
Szłam tak już dobre półgodziny,ale nigdzie nie było widać autobusów czy nawet jeżdżących samochodów. Na jakim odludziu mieszka Nic!? Nie miałam wyboru,musiałam zadzwonić. Wyjęłam z torebki telefon po czym wybrałam z książki telefonicznej numer Nataniela.
- Halo? Nataniel? - spytałam głosem jakbym za chwilę miała się rozpłakać.
- Co się stało? - spytał zaskoczony.
- Mógłbyś po mnie przyjechać?
- A-ale co się stało,gdzie jesteś?
- Nic,po prostu wyszłam od znajomego,ale nie wiem dokładniej gdzie jestem..nigdzie nie jeżdżą żadne autobusy..
- A powiesz chociaż na jakiej ulicy jesteś? To po Ciebie podjadę.
Rozpaczliwie zaczęłam szukać tablicy z napisem ulicy. Ulica..Sucritt! To ta na której kiedyś spotkałam się z Lysandrem..ale trochę inaczej tu wygląda,po pierwsze - gdzie las? Ulica? Samochody? JAKAKOLWIEK LUDNOŚĆ!?
- Ulica Sucritt,Nat. Przyjedź po mnie.
- Okej. - rozłączył się.
Usiadłam na trawie czekając aż po mnie przyjedzie,a komórkę schowałam do torebki.
Po jakichś 20 minutach słyszałam już silnik samochodu - to na pewno Nataniel jechał. Oczywiście.
- Jezu,Lizie,gdzieś Ty była? Musiałem na mapie tej ulicy szukać.
- Sama nie wiem....- odpowiedziałam z ręką na ramieniu.
- Chodzisz spać do faceta a nawet nie wiesz gdzie to jest? Co Ty sobie wyobrażałaś ? - spytał z wyzywającym spojrzeniem.
Chyba wyglądałam jakbym miała się zaraz rozpłakać,bo Nataniel przytulił mnie a jego mina zrobiła się z wyzywającej na troskliwą,jakbym była jego dzieckiem a On ojcem,który właśnie je skrzywdził..
- Nie martw się,wracamy do domu. Do Twojego czy mojego? - spytał.
- Do mojego. - odpowiedziałam z pozoru pewnie,bo sama nie wiedziałam co wtedy zrobię. Ale przypomniałam sobie,że mam w torebce kluczyki do domu,które oddał mi Nataniel. Więc przynajmniej z wejściem nie będzie większego problemu.
Wyszłam z samochodu żegnając się po czym stanęłam przed domem,który tak naprawdę nim nie był.. Tak jak powiedziałam - z otworzeniem nie było problemu. Weszłam. W domu widniało pełno obrazów,najwięcej - oczywiście - z Natem. Dużo też było z Alexy'm,z Rozą,z innymi i z..Lysandrem. Dziwne,nie pamiętam żebym kiedykolwiek wychodziła z Nim na takie ,,wycieczki''. Zdjęłam buty,rozebrałam się i poszłam do sypialni. Padłam na łóżku i chwilę tak pomyślałam. Dlaczego wtedy na tej ulicy nie było tak samo jak kiedy miałam spotkać się z Lysandrem?
Długo tak nie mogłam pomyśleć,usłyszałam dźwięk telefonu. Nicolas.
- Halo? Nic?
- LIZIE!!! Gdzie Ty jesteś?! Czekałem całą noc jak wyjdziesz,poszedłem do łazienki a gdy wróciłem Ciebie nie było w pokoju,zostawiłaś tylko list!
- Wiesz,Nic,zazwyczaj kiedy dziewczyna zostawia list POŻEGNALNY,to nie chcę,abyś więcej do niej dzwonił..
- Ale co się stało? - spytał trochę załamany. - Zrobiłem Ci coś?
- NIE! Ale po prostu..nie chcę Cię w to mieszać.
- Przecież Ci wierzę,co jeszcze mam zrobić? Chciałem Ci tylko pomóc - rzekł zrezygnowany i się rozłączył.
- Nicolas..-szepnęłam. Nie chciałam go zranić. Musze się trochę przewietrzyć.
Zeszłam na dół. Powietrze było gęste. Na moje szczęście zaczęło padać. Wyszłam spoza ogródka,na ulicę - tylko tam było widać księżyc,tę piękną pełnie. Przekonana,że nic nie będzie jechać wyszłam dalej na ulicę. Zamknęłam oczy i wystawiłam ręce. Chciałam mieć trochę szczęścia w sobie. Rozmarzyłam się,myślałam o wszystkim. Nie zauważyłam głośnego klaksonu i migających świateł samochodu. Ale po chwili wszystko poczułam,na szczęście na krótko,bo po chwili zapadłam w..sen. Znowu to samo. Wtedy zrozumiałam,że naprawdę nie mam szczęścia.
***
No,więc to koniec 8 rozdziału. Wybaczcie,że piszę go dopiero pod koniec majówki,ale jakoś nie miałam czasu..psychicznie byłam trochę źle nastawiona,miałam problemy...No,ale cieszcie się,że jest ! Jutro napiszę kolejny gdyż mam ograniczony dostęp do komputera. Dobra,to tyle. Dostaniecie tutaj takie śliczne kilka obrazków ^^ W tym Bonus - pokaże Wam jak wygląda LIZIE! W wersji postaci z mangi,ale okej xD Zawsze coś xD Pokażę również jak wygląda Nataniel :33
LIZIE :
Nataniel:
:33 Dobra,to tyle,pa ;****** Do następnego rozdziału! ^.^
środa, 30 kwietnia 2014
Rozdział 7 ,,Wspomnienie''
Lizie
Chwyciłam się Nicolasa za ramię,aby nie upaść i poszliśmy do Niego do domu.
- Ej,na pewno wszystko okej? Widzę,że czujesz się słabo. - powiedział zatroskany jakby od tego zależało Jego życie.
- Tak,tak..po prostu jestem jeszcze trochę w szoku.
- Rozumiem,sam pewnie miałbym z tego powodu lekką ,,depresję'' - uśmiechnął się.
- To nie depresja! Weź sobie wyobraź,że jednego dnia spadasz z urwiska a drugiego dowiadujesz się,że chodzisz z chłopakiem z którym pokłóciłaś się po upadku z urwiska! - wykrzyknęłam nie łapiąc przy tym powietrza,a po powiedzeniu tego zrobiłam się czerwona jak burak,i nabrałam tlenu.
- Tak,to brzmi trochę skomplikowanie. Dobra,lepiej już się tak nie denerwuj,bo zawału mi tu dostaniesz i pewnie będę przesłuchiwany jako główny świadek. - odpowiedział.
- Pf..-parsknęłam i odkleiłam się od Niego.
Po jakimś czasie przyszliśmy do jego domu. To był mały,jasno niebieski dom,dwu piętrowy,miał taras,strych - jak widać - oraz duży ogród. Weszłam razem z Nicolasem do Jego domu,i zobaczyłam,że widnieje tam pełno obrazów,i to najbardziej rzuciło mi się w oczy. Ściany były koloru jasno-niebieskiego,podobnie jak dom,ale miały też lekki odcień ciemnego fioletu. Gdy weszłam od razu zdjęłam buty i kurtkę,po czym pobiegłam po schodach do góry sprawdzając,czy jest tam pokój. Zazwyczaj pokoje są na drugim piętrze.
- Hej,gdzie tak pędzisz? - spytał.
- Noo,do sypialni,tak? - powiedziałam czując się jak debilka,że najpierw nie spytałam się go gdzie to jest.
- A może najpierw byś się przebrała? - spytał używając tego swojego wzroku bezinteresownego człowieka..brr!
- Nie mam ubrań,idioto! No chyba,że masz jakąś dziewczynę w tym dom..-nie dokończyłam,byłam tak padnięta całym dniem,że upadłam i z miejsca zasnęłam.
Obudziłam się w ciepłym łóżku,pod - chyba - 4 kołdrami. Nicolas był przymnie.
- Jesteś! Nie strasz mnie tak więcej,bałem się,że naprawdę sprawdzi się to,co mówiłem wtedy na ulicy.
- Chyba śnisz! Przeżyłam upadek z urwiska i to..czego nie umiem opisać,więc małe omdlenie mnie nie załatwi. - odburknęłam.
- Ha,ha,ha,bardzo zabawne,ale teraz serio,jeżeli coś Cię będzie niepokoić,to mów. - powiedział,znów zatroskany.
- Pewnie,a teraz daj mi spać. Jestem naprawdę śpiąca...-powiedziałam,i zamknęłam oczy.
Nicolas odszedł,słyszałam jak zamyka drzwi. Byłam strasznie śpiąca,ale postanowiłam,że dowiem się czegoś o Nim. Wstałam ledwie z łóżka,podeszłam do drewnianej,ciemno-brązowej,małej szafki na którym było zdjęcie. Jego zdjęcie,z jakąś dziewczyną..To pewnie jego dziewczyna,siostra..jakaś krewna..ale prawdopodobnie dziewczyna,bo na dole pisało N + L = ♥. Hahaha,cóż za zbieg okoliczności,litera jego dziewczyny to L,jak Lizie. Wpatrywałam się jeszcze minutę w to zdjęcie,po czym kontynuowałam poszukiwania. W jego szafce była książka ,,Dziesięć sposobów na...''. Odłożyłam ją,wiedząc,że raczej nie będzie mi potrzebna. Ale nagle wypadła z niej karteczka. Podniosłam ją. Pisało na niej ,, Spotkać Ją ✔ Zaprowadzić do domu ✔ Położyć do łóżka ✔ Wyjść ''. Chwilę się nad tym zastanowiłam..Zaraz! Przecież to trochę jak ze mną. Spotkał mnie,zaprowadził do domu i jak na razie położył do łóżka! Ale jak widać jeszcze nie wyszedł..
Podeszłam do szafy i otwierając ją wypatrywałam jakiejś ciepłej bluzy. Znalazłam,szaro-granatowa bluza,trochę za duża,ale ważne żeby było mi ciepło. Założyłam ją i wyszłam z pokoju. Wychodząc na korytarz zobaczyłam,że na dole jest włączone światło. Po cichu zeszłam starając się,żeby nie hałasować zbytnio. Zobaczyłam Nicolasa - jak widać przygotowywał się do wyjścia,i coś mówił,chyba sam do siebie,jak widać. Nie słyszałam tego dokładnie więc podeszłam o krok,ale szlag by to wziął - potknęłam się. Na szczęście chwyciłam się rogu ściany,ale Nicolas obrócił się na pięcie,i słysząc jak podchodzi postanowiłam udawać,że nic się nie stało. Tak więc gdy podszedł również wyszłam zza rogu udając,że go nie śledziłam.
- Hej! - krzyknął wpadając na mnie. Z braku sił przewróciłam się na ziemię. - Chwila,co ty tu robisz? - spytał pomagając mi wstać.
- Szukałam..łazienki. - powiedziałam zaniepokojona,że o czymś wie.
- Przecież łazienka jest na górze..ale to nie Twoja wina,przecież nie znasz tego domu. Choć,zaprowadzę Cię. - chwycił mnie za rękę,ale wyrwałam się.
- Czekaj,wychodzisz gdzieś? -
- A ty? - spytał ze śmiechem patrząc na mnie. Wtedy uświadomiłam sobie,że mam na sobie wciąż jego ciepłą bluzę.
- Nie,zimno mi było! - odpowiedziałam.
- Hahahah,jesteś naprawdę niemożliwa. Idziesz się kłaść,czy już się wyspałaś? - spytał.
- Nie wiem..-ale tak naprawdę strasznie chciało mi się spać. - Chyba ..nie dojdę..do pokoju..- powiedziałam i podeszłam do kanapy,po czym szybko się na nią położyłam,i oparłam się o jej poduszkę.
Nicolas najwyraźniej poszedł po jakieś prześcieradło. Miałam okazję zobaczyć,co pisał na kartce,która leżała na stole. Podeszłam i zobaczyłam coś..coś..COŚ. Rozmowę Nicolasa z jakimś ..facetem. Pisali o jakiejś umowie,dziwne było to,że pismo tego drugiego wyglądało trochę jak pismo Lysandra. Cały czas mam go w głowie,kurde!
Po chwili zobaczyłam,że..nowa wiadomość pojawiła się na kartce! Tak sama z siebie! Po prostu się pojawiła! Nie..chyba oszalałam!
Przyjrzałam się temu jeszcze raz i widziałam,że coraz to nowe zdania pojawiają się na kartce. To jakiś dom wariatów! A w sumie nie tyle,że ten dom. Po prostu wszystko jest teraz dziwne! Ściągnęłam bluzę,odwiesiłam ją na wieszak przy wejściu,ubrałam buty i wybiegłam z domu. Chciałam być gdziekolwiek,ale nie tam! Chciałam być z powrotem w moim domu,starym domu! Z wszystkimi,włącznie z Lysandrem! Przed upadkiem z urwiska,dokładnie wtedy,kiedy ...
Nagle upadłam na kolana,miałam jakąś wizję,moje wspomnienie,widziałam Rozę,Iris i Kim,Armina,Alexy'ego,Leo,Nataniela i Lysandra..ale przecież go tam nie było! Wizja zniknęła po jakichś 15 sekundach,a po niej czułam,że nie mam siły biec.
- LIZ! - usłyszałam krzyk Nicolasa. Słyszałam też czyjeś kroki,ale wciąż nie miałam siły wstać. W końcu zobaczyłam,że Nicolas podchodzi do mnie,i podaje rękę,abym wstała,ale nie miałam nawet siły jej podnieść. Wreszcie wziął mnie na ręce,i nie protestowałam,chociaż naprawdę miałam ochotę. Położyłam głowę na jego ramieniu i zaczęłam popłakiwać.
- Czemu wszystko musi być takie dziwne? - mruknęłam.
Nicolas stanął,byliśmy z powrotem przy jego domu. Postawił mnie na nogi,mogłam już stanąć o własnych siłach.
- Czemu uciekłaś? Poszedłem tylko po koc..- spytał z rękami w kieszeniach.
- Ja..zobaczyłam tą dziwną kartkę,i trochę się wystraszyłam..Weź mnie zrozum! Nie dość,że ta dziwna karteczka która była w książce,to jeszcze wiadomości pismem Lysandra pojawiające się na kartce,i to SAME! - krzyknęłam i pobiegłam do domu nie patrząc na Nicolasa. Wbiegłam po schodach zapominając ściągnąć butów i rzuciłam się na łóżko zaczynając płakać. Jednak usłyszałam,że On tu idzie,więc zamknęłam drzwi. Nie miałam ochoty teraz z nikim rozmawiać. Wolałam być sama,kurde,chyba należy mi się tego chociaż trochę. Potrzebowałam psychicznego wsparcia,ale nie od człowieka,który sam wydaje mi się dziwniejszy niż to wszystko. Nagle przypomniałam sobie o pamiętniku,który dał mi Lysander. Był na dole,w mojej torebce,którą wziął Nic. Podeszłam do drzwi podsłuchując,czy nie idzie. Nic nie usłyszałam więc po cichu otworzyłam drzwi i zeszłam na dół. Wzięłam torebkę i zaczęłam biec po schodach do góry nie zważając na to,czy ktoś mnie usłyszy czy nie.
- Liz! - krzyknął Nicolas,ale nie oglądałam się za siebie,tylko wbiegłam do pokoju,zamknęłam za sobą drzwi - oczywiście nimi trzaskając,tak,dla efektu.. - i usiadłam na łóżku szybko wyciągając pamiętnik i długopis.
- Liz,otwórz,no! - krzyknął jeszcze raz,a ja domyśliłam się,że stoi pod drzwiami. Po cichu zaczęłam pisać.
Ty żyjesz. Wiem to,może nie realnie,ale żyjesz. I wiesz co mnie spotyka. Normalnie nie byłabym w stanie w to uwierzyć,ale po tym co mnie normalnie spotyka..'' Nagle odłożyłam wszystko,bo widziałam,że ktoś dzwoni na moją komórkę. Komu chcę się dzwonić o 3 w nocy? Wyjęłam komórkę z torebki - Nataniel.
***
Hello ^^ Wiem,że dawno nie było rozdziału ale weny mi zabrakło. Teraz jest majówka i mam 4 dni wolne,więc postaram się jeszcze 2 rozdziały nie licząc tego dodać. Tak w ogóle weszłam ostatnio na mój profil i widzę,że mam około 80 000 wyświetleń i robię takie wielkie paczadła ...lampie się w to już chyba z 10 minut i takie ,,WTF!?'' xDD Dziękuję za ponad 500 wyświetleń na blogu,jak będzie 700 (7 to moja szczęśliwa liczba) to zrobię nagłówek a teraz zabiorę się za szukanie fajnego tła na bloga ;3 To paa,miłego wieczorka bo akurat piszę to o 20,ale jeśli czytacie to w dzień,to Miłego Dnia ^^!
~Sudense
Chwyciłam się Nicolasa za ramię,aby nie upaść i poszliśmy do Niego do domu.
- Ej,na pewno wszystko okej? Widzę,że czujesz się słabo. - powiedział zatroskany jakby od tego zależało Jego życie.
- Tak,tak..po prostu jestem jeszcze trochę w szoku.
- Rozumiem,sam pewnie miałbym z tego powodu lekką ,,depresję'' - uśmiechnął się.
- To nie depresja! Weź sobie wyobraź,że jednego dnia spadasz z urwiska a drugiego dowiadujesz się,że chodzisz z chłopakiem z którym pokłóciłaś się po upadku z urwiska! - wykrzyknęłam nie łapiąc przy tym powietrza,a po powiedzeniu tego zrobiłam się czerwona jak burak,i nabrałam tlenu.
- Tak,to brzmi trochę skomplikowanie. Dobra,lepiej już się tak nie denerwuj,bo zawału mi tu dostaniesz i pewnie będę przesłuchiwany jako główny świadek. - odpowiedział.
- Pf..-parsknęłam i odkleiłam się od Niego.
Po jakimś czasie przyszliśmy do jego domu. To był mały,jasno niebieski dom,dwu piętrowy,miał taras,strych - jak widać - oraz duży ogród. Weszłam razem z Nicolasem do Jego domu,i zobaczyłam,że widnieje tam pełno obrazów,i to najbardziej rzuciło mi się w oczy. Ściany były koloru jasno-niebieskiego,podobnie jak dom,ale miały też lekki odcień ciemnego fioletu. Gdy weszłam od razu zdjęłam buty i kurtkę,po czym pobiegłam po schodach do góry sprawdzając,czy jest tam pokój. Zazwyczaj pokoje są na drugim piętrze.
- Hej,gdzie tak pędzisz? - spytał.
- Noo,do sypialni,tak? - powiedziałam czując się jak debilka,że najpierw nie spytałam się go gdzie to jest.
- A może najpierw byś się przebrała? - spytał używając tego swojego wzroku bezinteresownego człowieka..brr!
- Nie mam ubrań,idioto! No chyba,że masz jakąś dziewczynę w tym dom..-nie dokończyłam,byłam tak padnięta całym dniem,że upadłam i z miejsca zasnęłam.
Obudziłam się w ciepłym łóżku,pod - chyba - 4 kołdrami. Nicolas był przymnie.
- Jesteś! Nie strasz mnie tak więcej,bałem się,że naprawdę sprawdzi się to,co mówiłem wtedy na ulicy.
- Chyba śnisz! Przeżyłam upadek z urwiska i to..czego nie umiem opisać,więc małe omdlenie mnie nie załatwi. - odburknęłam.
- Ha,ha,ha,bardzo zabawne,ale teraz serio,jeżeli coś Cię będzie niepokoić,to mów. - powiedział,znów zatroskany.
- Pewnie,a teraz daj mi spać. Jestem naprawdę śpiąca...-powiedziałam,i zamknęłam oczy.
Nicolas odszedł,słyszałam jak zamyka drzwi. Byłam strasznie śpiąca,ale postanowiłam,że dowiem się czegoś o Nim. Wstałam ledwie z łóżka,podeszłam do drewnianej,ciemno-brązowej,małej szafki na którym było zdjęcie. Jego zdjęcie,z jakąś dziewczyną..To pewnie jego dziewczyna,siostra..jakaś krewna..ale prawdopodobnie dziewczyna,bo na dole pisało N + L = ♥. Hahaha,cóż za zbieg okoliczności,litera jego dziewczyny to L,jak Lizie. Wpatrywałam się jeszcze minutę w to zdjęcie,po czym kontynuowałam poszukiwania. W jego szafce była książka ,,Dziesięć sposobów na...''. Odłożyłam ją,wiedząc,że raczej nie będzie mi potrzebna. Ale nagle wypadła z niej karteczka. Podniosłam ją. Pisało na niej ,, Spotkać Ją ✔ Zaprowadzić do domu ✔ Położyć do łóżka ✔ Wyjść ''. Chwilę się nad tym zastanowiłam..Zaraz! Przecież to trochę jak ze mną. Spotkał mnie,zaprowadził do domu i jak na razie położył do łóżka! Ale jak widać jeszcze nie wyszedł..
Podeszłam do szafy i otwierając ją wypatrywałam jakiejś ciepłej bluzy. Znalazłam,szaro-granatowa bluza,trochę za duża,ale ważne żeby było mi ciepło. Założyłam ją i wyszłam z pokoju. Wychodząc na korytarz zobaczyłam,że na dole jest włączone światło. Po cichu zeszłam starając się,żeby nie hałasować zbytnio. Zobaczyłam Nicolasa - jak widać przygotowywał się do wyjścia,i coś mówił,chyba sam do siebie,jak widać. Nie słyszałam tego dokładnie więc podeszłam o krok,ale szlag by to wziął - potknęłam się. Na szczęście chwyciłam się rogu ściany,ale Nicolas obrócił się na pięcie,i słysząc jak podchodzi postanowiłam udawać,że nic się nie stało. Tak więc gdy podszedł również wyszłam zza rogu udając,że go nie śledziłam.
- Hej! - krzyknął wpadając na mnie. Z braku sił przewróciłam się na ziemię. - Chwila,co ty tu robisz? - spytał pomagając mi wstać.
- Szukałam..łazienki. - powiedziałam zaniepokojona,że o czymś wie.
- Przecież łazienka jest na górze..ale to nie Twoja wina,przecież nie znasz tego domu. Choć,zaprowadzę Cię. - chwycił mnie za rękę,ale wyrwałam się.
- Czekaj,wychodzisz gdzieś? -
- A ty? - spytał ze śmiechem patrząc na mnie. Wtedy uświadomiłam sobie,że mam na sobie wciąż jego ciepłą bluzę.
- Nie,zimno mi było! - odpowiedziałam.
- Hahahah,jesteś naprawdę niemożliwa. Idziesz się kłaść,czy już się wyspałaś? - spytał.
- Nie wiem..-ale tak naprawdę strasznie chciało mi się spać. - Chyba ..nie dojdę..do pokoju..- powiedziałam i podeszłam do kanapy,po czym szybko się na nią położyłam,i oparłam się o jej poduszkę.
Nicolas najwyraźniej poszedł po jakieś prześcieradło. Miałam okazję zobaczyć,co pisał na kartce,która leżała na stole. Podeszłam i zobaczyłam coś..coś..COŚ. Rozmowę Nicolasa z jakimś ..facetem. Pisali o jakiejś umowie,dziwne było to,że pismo tego drugiego wyglądało trochę jak pismo Lysandra. Cały czas mam go w głowie,kurde!
Po chwili zobaczyłam,że..nowa wiadomość pojawiła się na kartce! Tak sama z siebie! Po prostu się pojawiła! Nie..chyba oszalałam!
Przyjrzałam się temu jeszcze raz i widziałam,że coraz to nowe zdania pojawiają się na kartce. To jakiś dom wariatów! A w sumie nie tyle,że ten dom. Po prostu wszystko jest teraz dziwne! Ściągnęłam bluzę,odwiesiłam ją na wieszak przy wejściu,ubrałam buty i wybiegłam z domu. Chciałam być gdziekolwiek,ale nie tam! Chciałam być z powrotem w moim domu,starym domu! Z wszystkimi,włącznie z Lysandrem! Przed upadkiem z urwiska,dokładnie wtedy,kiedy ...
Nagle upadłam na kolana,miałam jakąś wizję,moje wspomnienie,widziałam Rozę,Iris i Kim,Armina,Alexy'ego,Leo,Nataniela i Lysandra..ale przecież go tam nie było! Wizja zniknęła po jakichś 15 sekundach,a po niej czułam,że nie mam siły biec.
- LIZ! - usłyszałam krzyk Nicolasa. Słyszałam też czyjeś kroki,ale wciąż nie miałam siły wstać. W końcu zobaczyłam,że Nicolas podchodzi do mnie,i podaje rękę,abym wstała,ale nie miałam nawet siły jej podnieść. Wreszcie wziął mnie na ręce,i nie protestowałam,chociaż naprawdę miałam ochotę. Położyłam głowę na jego ramieniu i zaczęłam popłakiwać.
- Czemu wszystko musi być takie dziwne? - mruknęłam.
Nicolas stanął,byliśmy z powrotem przy jego domu. Postawił mnie na nogi,mogłam już stanąć o własnych siłach.
- Czemu uciekłaś? Poszedłem tylko po koc..- spytał z rękami w kieszeniach.
- Ja..zobaczyłam tą dziwną kartkę,i trochę się wystraszyłam..Weź mnie zrozum! Nie dość,że ta dziwna karteczka która była w książce,to jeszcze wiadomości pismem Lysandra pojawiające się na kartce,i to SAME! - krzyknęłam i pobiegłam do domu nie patrząc na Nicolasa. Wbiegłam po schodach zapominając ściągnąć butów i rzuciłam się na łóżko zaczynając płakać. Jednak usłyszałam,że On tu idzie,więc zamknęłam drzwi. Nie miałam ochoty teraz z nikim rozmawiać. Wolałam być sama,kurde,chyba należy mi się tego chociaż trochę. Potrzebowałam psychicznego wsparcia,ale nie od człowieka,który sam wydaje mi się dziwniejszy niż to wszystko. Nagle przypomniałam sobie o pamiętniku,który dał mi Lysander. Był na dole,w mojej torebce,którą wziął Nic. Podeszłam do drzwi podsłuchując,czy nie idzie. Nic nie usłyszałam więc po cichu otworzyłam drzwi i zeszłam na dół. Wzięłam torebkę i zaczęłam biec po schodach do góry nie zważając na to,czy ktoś mnie usłyszy czy nie.
- Liz! - krzyknął Nicolas,ale nie oglądałam się za siebie,tylko wbiegłam do pokoju,zamknęłam za sobą drzwi - oczywiście nimi trzaskając,tak,dla efektu.. - i usiadłam na łóżku szybko wyciągając pamiętnik i długopis.
- Liz,otwórz,no! - krzyknął jeszcze raz,a ja domyśliłam się,że stoi pod drzwiami. Po cichu zaczęłam pisać.
Ty żyjesz. Wiem to,może nie realnie,ale żyjesz. I wiesz co mnie spotyka. Normalnie nie byłabym w stanie w to uwierzyć,ale po tym co mnie normalnie spotyka..'' Nagle odłożyłam wszystko,bo widziałam,że ktoś dzwoni na moją komórkę. Komu chcę się dzwonić o 3 w nocy? Wyjęłam komórkę z torebki - Nataniel.
***
Hello ^^ Wiem,że dawno nie było rozdziału ale weny mi zabrakło. Teraz jest majówka i mam 4 dni wolne,więc postaram się jeszcze 2 rozdziały nie licząc tego dodać. Tak w ogóle weszłam ostatnio na mój profil i widzę,że mam około 80 000 wyświetleń i robię takie wielkie paczadła ...lampie się w to już chyba z 10 minut i takie ,,WTF!?'' xDD Dziękuję za ponad 500 wyświetleń na blogu,jak będzie 700 (7 to moja szczęśliwa liczba) to zrobię nagłówek a teraz zabiorę się za szukanie fajnego tła na bloga ;3 To paa,miłego wieczorka bo akurat piszę to o 20,ale jeśli czytacie to w dzień,to Miłego Dnia ^^!
~Sudense
piątek, 18 kwietnia 2014
Rozdział 6. ,,Nicolas''
Lizie
Podeszłam do Nataniela pokazując mu zadrapanie. Spojrzałam na Niego po czym poczułam jego wargi na moich. Coś,czego nie zaznałam od długiego czasu,cóż,może oprócz tego dziwnego ,,snu'' z Lysandrem. Nie wiem dlaczego,ale miałam poczucie,że lepiej się stąd ulotnić. Może miałam racje. Nataniel chwycił mnie w talii próbując przyciągnąć do siebie - udało mu sie. Jego ręka wędrowała po moich włosach w dół,po szyję,aż sięgnęła talii. Ewidentnie chciał ściągnąć mi bluzkę. Odchyliłam głowę,i wyślizgnęłam mu się po czym spakowałam wszystko a Nataniel wciąż klęcząc w tym samym miejscu patrzył się na mnie.
- C-co robisz? - spytał.
- Ja..ee..lepiej już pójdę,późno jest. - spojrzałam na zegarek. Była 14. Trochę nie w porę to powiedziałam.
- Dopiero druga..- powiedział,również patrząc na zegarek.
- Ale lepiej będzie,jeśli pójdę do domu - powiedziałam zamyślona gdzie to w ogóle jest.
- Jak chcesz. Odprowadzić Cię ? - spytał już trochę czymś zniechęcony,ale wciąż miał pełno energii w sobie.
- Nie,nie trzeba..tylko..chyba zgubiłam klucze do mieszkania..- powiedziałam zmieszana.
- Dam Ci te,które mi dałaś. - Podszedł do mnie i dał mi klucze.
- Skąd je masz? - spytałam zdziwiona.
- Dałaś mi je,przecież. Nie pamiętasz? - zapytał jeszcze bardziej pogrążony.
- Nie...ale to nieważne. Pójdę jeszcze przy okazji do sklepu. - powiedziałam,i wyciągnęłam z kieszeni kurtki jasno-brązowy portfel na rzepy. Miałam jakieś 90 euro. Ubrałam kurtkę,założyłam buty i położyłam rękę na klamce,i już miałam wychodzić,kiedy Nataniel pocałował mnie w policzek,a ja - najwyraźniej - się zarumieniłam bo zaczął się śmiać. Mrugnęłam do niego i z lekką ulgą wyszłam z jego domu. Kurcze...gdzie ja..gdzie mam iść? Próbowałam bezskutecznie poszukać jakichś informacji na swój temat w internecie,w komórce. Nic a nic nie było. Nawet nie wiedziałam nic o ulicy. Mogłam zostać u Nataniela. No cóż,teraz zrobiłabym z siebie idiotkę wracając tam..poza tym..wolę spędzić noc na dworze niż z Nim w jednym domu. Poszłam do najbliższego centrum handlowego kupić sobie jakieś jedzenie i koc..Kiedy byłam przy kasie już płacąc zauważyłam,że mój portfel zniknął. Szlag by to..może zostawiłam go u Nataniela...musiałam kupić coś do jedzenia,przecież umrę z głodu. Wtedy zobaczyłam,że jakiś chłopak podchodzi do mnie i podaje mi portfel.
- Cześć,to Twoje? - spytał z uśmiechem na Twarzy. Miał blond włosy z trochę różowymi końcówkami,malowane paznokcie,spinki i kapelusz oraz był ubrany w trochę rockowy strój. Podał mi mój portfel.
- Tak,dziękuję! Już myślałam,że zostawiłam go u koleg..i..- zawahałam się mówiąc to. W końcu ,,chodzimy ze sobą''. Wciąż nie mogę w to uwierzyć,ale pożyjemy to zobaczymy,w końcu co mam ze sobą zrobić?..
- Przyjemność po mojej stronie,jestem Nicolas. Chcesz się gdzieś przejść? - powiedział,biorąc moje siatki z zakupami.
- Jasne..- powiedziałam niepewnie. Wydawał się miły,ale ja już nikomu nie mogę wierzyć.
- Może pomóc Ci zanieść najpierw siatki do domu? - spytał pogodnie.
Zamurowało mnie. Ja nawet nie wiedziałam gdzie to jest.
- Ja..nie,dziękuję. Dam radę..sama je zanieść. Lepiej już pójdę..dziękuję za oddanie mi portfela,inni pewnie by go sobie wzięli.
- Nie jestem jak inni. Daj znać,kiedy będziesz czegoś potrzebować. - Wsunął mi w kieszeń swój numer i mrugnął.
Wciąż stałam w jednym miejscu. Kim on był? Czułam się jakbym go znała,ale tak naprawdę nigdy nie widziałam. Wzięłam siatki i wyszłam z centrum. Nie wiedziałam co robić,gdy zobaczyłam Armina z daleka. To był On! Armin! Wreszcie,może będę mogła z Nim pogadać,z jakimś normalnym człowiekiem. Pobiegłam do Niego krzycząc
- Armin!!
- Liz! Hej! - powiedział uszczęśliwiony,że mnie widzi.
- Tak się cieszę,że Cię widzę! - rzekłam.
- Łołołoł,co Ci się stało? - spytał zdziwiony.
- A..co miało mi się stać?
- No,zwykle w piątki chodzisz spać do Nataniela,a jest już 17...
- Ja...no tym razem zrobiłam sobie mały wyjątek..
- Hm,spoko. Ja muszę już lecieć,do zobaczenia! - rzekł i pobiegł. Zostałam sama.
Najwidoczniej muszę pochodzić po mieście i znaleźć jakiś próg gdzie mogę coś zjeść. Poszłam zobaczyć rozkłady jazdy autobusów. Wychodziło na to,że zaraz jakiś przyjdzie...Nie - pomyślałam. Jeszcze gdzieś zabłądzę. Wahałam się czy zadzwonić do Nicolasa. Nie..lepiej nie..nie znam go nawet. Kiedy przestałam tak rozmyślać zaczęłam się zastanawiać co teraz. Usiadłam na ławce pod budką z rozkładem jazdy i wyciągnęłam zestaw z Burger King'a po czym zjadłam hamburgera. Zaczęłam się robić śpiąca,wiec rozłożyłam na ławce koc i położyłam głowę. Robiło się ciemno - była już 19. Zamknęłam oczy. Zasypiałam.
- Co Ty tu robisz - podskoczyłam z wrażenia. To był Nicolas,stał nade mną z rozpostartymi oczyma.
- Ja...ja...- od razu podniosłam głowę do góry i spojrzałam się w ziemie.
- Nie martw się,możesz mi powiedzieć.- odrzekł i usiadł obok mnie ściągając kurtkę i nakładając ją na mnie. - Zimno Ci będzie. No,a teraz mów.
- Ale...eh. Więc...ale jak mnie uznasz za wariatkę,to z ręką na sercu przysięgam,że stąd ucieknę - i to z płaczem. Więc..miałam wypadek. Spadłam z urwiska..obudziłam się w szpitalu..Potem zaczęłam z kimś rozmawiać,zemdlałam,a gdy się obudziłam stał przy mnie chłopak,który mówił,że jesteśmy parą..a ja nigdy z nikim nie byłam związana. Do tego - zawiózł mnie pod ,,mój dom'' którego nawet nie poznałam,i teraz nie wiem gdzie jest. Jest jeszcze to. - wyciągnęłam z torebki pamiętnik,w którym już coś zapisałam. Pokazałam go Nicolasowi. W ogóle się nie zdziwił.
- Rozumiem. Powiedział - tak bez żadnych emocji.
- Nie uważasz mnie za wariatkę ? - spytałam ze łzami w oczach.
Otarł mi je i schował pamiętnik. - nie musisz mi pokazywać materialnych rzeczy,żebym Ci uwierzył. - powiedział. - Jeśli czujesz,że mi ufasz - choć ze mną. Możesz dziś nocować u mnie a jutro poszukamy Twojego domu. Jeżeli nie - możemy teraz iść go szukać,ale może być Ci zimno. - powiedział.
- Ja...- trochę się wahałam. Ale on mi uwierzył,nie powiedział,że jestem jakąś wariatką. Uwierzył mi..- Dobrze,choć do Ciebie .. strasznie..jestem..śpiąca..- ziewnęłam. Wstałam po czym wzięłam siatki,zwinęłam koc i schowałam torebkę z Burger King'a do jednej z torebek. Chwyciłam się Nicolasa za ramię,aby nie upaść i poszliśmy do Niego do domu.
***
Nowa postać,mhm! No,więc nie - nie mogłam się powstrzymać. Musiałam wprowadzić postać z mojego ulubionego anime do tego opowiadania xD Chodzi mi oczywiście o Uta No Prince-Sama Maji Love. Jakbyście chcieli wiedzieć Nikolas (czyli Kurusu Shou) wygląda tak:
Dobra,sory,że rozdziału nie było dwa dni ale nie chciało mi się pisać. Poza tym cieszcie się,bo gdyby nie to,że dzisiaj to napisałam nie byłoby Nicolasa,bo to dzisiaj wpadłam na pomysł,aby umieścić ,,Syo'' w tym opowiadaniu;) Dobra,to tyle pa ;*
*troche inny obrazek*
Podeszłam do Nataniela pokazując mu zadrapanie. Spojrzałam na Niego po czym poczułam jego wargi na moich. Coś,czego nie zaznałam od długiego czasu,cóż,może oprócz tego dziwnego ,,snu'' z Lysandrem. Nie wiem dlaczego,ale miałam poczucie,że lepiej się stąd ulotnić. Może miałam racje. Nataniel chwycił mnie w talii próbując przyciągnąć do siebie - udało mu sie. Jego ręka wędrowała po moich włosach w dół,po szyję,aż sięgnęła talii. Ewidentnie chciał ściągnąć mi bluzkę. Odchyliłam głowę,i wyślizgnęłam mu się po czym spakowałam wszystko a Nataniel wciąż klęcząc w tym samym miejscu patrzył się na mnie.
- C-co robisz? - spytał.
- Ja..ee..lepiej już pójdę,późno jest. - spojrzałam na zegarek. Była 14. Trochę nie w porę to powiedziałam.
- Dopiero druga..- powiedział,również patrząc na zegarek.
- Ale lepiej będzie,jeśli pójdę do domu - powiedziałam zamyślona gdzie to w ogóle jest.
- Jak chcesz. Odprowadzić Cię ? - spytał już trochę czymś zniechęcony,ale wciąż miał pełno energii w sobie.
- Nie,nie trzeba..tylko..chyba zgubiłam klucze do mieszkania..- powiedziałam zmieszana.
- Dam Ci te,które mi dałaś. - Podszedł do mnie i dał mi klucze.
- Skąd je masz? - spytałam zdziwiona.
- Dałaś mi je,przecież. Nie pamiętasz? - zapytał jeszcze bardziej pogrążony.
- Nie...ale to nieważne. Pójdę jeszcze przy okazji do sklepu. - powiedziałam,i wyciągnęłam z kieszeni kurtki jasno-brązowy portfel na rzepy. Miałam jakieś 90 euro. Ubrałam kurtkę,założyłam buty i położyłam rękę na klamce,i już miałam wychodzić,kiedy Nataniel pocałował mnie w policzek,a ja - najwyraźniej - się zarumieniłam bo zaczął się śmiać. Mrugnęłam do niego i z lekką ulgą wyszłam z jego domu. Kurcze...gdzie ja..gdzie mam iść? Próbowałam bezskutecznie poszukać jakichś informacji na swój temat w internecie,w komórce. Nic a nic nie było. Nawet nie wiedziałam nic o ulicy. Mogłam zostać u Nataniela. No cóż,teraz zrobiłabym z siebie idiotkę wracając tam..poza tym..wolę spędzić noc na dworze niż z Nim w jednym domu. Poszłam do najbliższego centrum handlowego kupić sobie jakieś jedzenie i koc..Kiedy byłam przy kasie już płacąc zauważyłam,że mój portfel zniknął. Szlag by to..może zostawiłam go u Nataniela...musiałam kupić coś do jedzenia,przecież umrę z głodu. Wtedy zobaczyłam,że jakiś chłopak podchodzi do mnie i podaje mi portfel.
- Cześć,to Twoje? - spytał z uśmiechem na Twarzy. Miał blond włosy z trochę różowymi końcówkami,malowane paznokcie,spinki i kapelusz oraz był ubrany w trochę rockowy strój. Podał mi mój portfel.
- Tak,dziękuję! Już myślałam,że zostawiłam go u koleg..i..- zawahałam się mówiąc to. W końcu ,,chodzimy ze sobą''. Wciąż nie mogę w to uwierzyć,ale pożyjemy to zobaczymy,w końcu co mam ze sobą zrobić?..
- Przyjemność po mojej stronie,jestem Nicolas. Chcesz się gdzieś przejść? - powiedział,biorąc moje siatki z zakupami.
- Jasne..- powiedziałam niepewnie. Wydawał się miły,ale ja już nikomu nie mogę wierzyć.
- Może pomóc Ci zanieść najpierw siatki do domu? - spytał pogodnie.
Zamurowało mnie. Ja nawet nie wiedziałam gdzie to jest.
- Ja..nie,dziękuję. Dam radę..sama je zanieść. Lepiej już pójdę..dziękuję za oddanie mi portfela,inni pewnie by go sobie wzięli.
- Nie jestem jak inni. Daj znać,kiedy będziesz czegoś potrzebować. - Wsunął mi w kieszeń swój numer i mrugnął.
Wciąż stałam w jednym miejscu. Kim on był? Czułam się jakbym go znała,ale tak naprawdę nigdy nie widziałam. Wzięłam siatki i wyszłam z centrum. Nie wiedziałam co robić,gdy zobaczyłam Armina z daleka. To był On! Armin! Wreszcie,może będę mogła z Nim pogadać,z jakimś normalnym człowiekiem. Pobiegłam do Niego krzycząc
- Armin!!
- Liz! Hej! - powiedział uszczęśliwiony,że mnie widzi.
- Tak się cieszę,że Cię widzę! - rzekłam.
- Łołołoł,co Ci się stało? - spytał zdziwiony.
- A..co miało mi się stać?
- No,zwykle w piątki chodzisz spać do Nataniela,a jest już 17...
- Ja...no tym razem zrobiłam sobie mały wyjątek..
- Hm,spoko. Ja muszę już lecieć,do zobaczenia! - rzekł i pobiegł. Zostałam sama.
Najwidoczniej muszę pochodzić po mieście i znaleźć jakiś próg gdzie mogę coś zjeść. Poszłam zobaczyć rozkłady jazdy autobusów. Wychodziło na to,że zaraz jakiś przyjdzie...Nie - pomyślałam. Jeszcze gdzieś zabłądzę. Wahałam się czy zadzwonić do Nicolasa. Nie..lepiej nie..nie znam go nawet. Kiedy przestałam tak rozmyślać zaczęłam się zastanawiać co teraz. Usiadłam na ławce pod budką z rozkładem jazdy i wyciągnęłam zestaw z Burger King'a po czym zjadłam hamburgera. Zaczęłam się robić śpiąca,wiec rozłożyłam na ławce koc i położyłam głowę. Robiło się ciemno - była już 19. Zamknęłam oczy. Zasypiałam.
- Co Ty tu robisz - podskoczyłam z wrażenia. To był Nicolas,stał nade mną z rozpostartymi oczyma.
- Ja...ja...- od razu podniosłam głowę do góry i spojrzałam się w ziemie.
- Nie martw się,możesz mi powiedzieć.- odrzekł i usiadł obok mnie ściągając kurtkę i nakładając ją na mnie. - Zimno Ci będzie. No,a teraz mów.
- Ale...eh. Więc...ale jak mnie uznasz za wariatkę,to z ręką na sercu przysięgam,że stąd ucieknę - i to z płaczem. Więc..miałam wypadek. Spadłam z urwiska..obudziłam się w szpitalu..Potem zaczęłam z kimś rozmawiać,zemdlałam,a gdy się obudziłam stał przy mnie chłopak,który mówił,że jesteśmy parą..a ja nigdy z nikim nie byłam związana. Do tego - zawiózł mnie pod ,,mój dom'' którego nawet nie poznałam,i teraz nie wiem gdzie jest. Jest jeszcze to. - wyciągnęłam z torebki pamiętnik,w którym już coś zapisałam. Pokazałam go Nicolasowi. W ogóle się nie zdziwił.
- Rozumiem. Powiedział - tak bez żadnych emocji.
- Nie uważasz mnie za wariatkę ? - spytałam ze łzami w oczach.
Otarł mi je i schował pamiętnik. - nie musisz mi pokazywać materialnych rzeczy,żebym Ci uwierzył. - powiedział. - Jeśli czujesz,że mi ufasz - choć ze mną. Możesz dziś nocować u mnie a jutro poszukamy Twojego domu. Jeżeli nie - możemy teraz iść go szukać,ale może być Ci zimno. - powiedział.
- Ja...- trochę się wahałam. Ale on mi uwierzył,nie powiedział,że jestem jakąś wariatką. Uwierzył mi..- Dobrze,choć do Ciebie .. strasznie..jestem..śpiąca..- ziewnęłam. Wstałam po czym wzięłam siatki,zwinęłam koc i schowałam torebkę z Burger King'a do jednej z torebek. Chwyciłam się Nicolasa za ramię,aby nie upaść i poszliśmy do Niego do domu.
***
Nowa postać,mhm! No,więc nie - nie mogłam się powstrzymać. Musiałam wprowadzić postać z mojego ulubionego anime do tego opowiadania xD Chodzi mi oczywiście o Uta No Prince-Sama Maji Love. Jakbyście chcieli wiedzieć Nikolas (czyli Kurusu Shou) wygląda tak:
Dobra,sory,że rozdziału nie było dwa dni ale nie chciało mi się pisać. Poza tym cieszcie się,bo gdyby nie to,że dzisiaj to napisałam nie byłoby Nicolasa,bo to dzisiaj wpadłam na pomysł,aby umieścić ,,Syo'' w tym opowiadaniu;) Dobra,to tyle pa ;*
*troche inny obrazek*
wtorek, 15 kwietnia 2014
Rozdział 5. ,, Pamiętnik ''.
Lizie
Spojrzałam przed siebie...wciąż nie mogłam uwierzyć w to,co widzę.
- Wszystko dobrze? - zapytał Nataniel.
- Tak! Znaczy..nie koniecznie..- powiedziałam zmieszana.
- Więc co się dzieje? - spytał Nataniel przysuwając się do mnie.
- Więc..- powiedziałam,ale na moje szczęście (tym razem - nie sarkastyczne) pielęgniarka weszła do sali i powiedziała,że mogą mnie już wypuścić - wreszcie mogę wrócić do domu.
- Idziesz? - powiedział pakując moje rzeczy do torebki i pomagając mi wstać.
- Tak.- powiedziałam wstając. - Tylko pójdę się przebrać,bo w pidżamie raczej nie pójdę - powiedziałam ze śmiechem.
- Nie miałbym nic przeciwko - mruknął.
- Że co proszę? - powiedziałam jeszcze bardziej się śmiejąc. Nataniel obrócił się a ja weszłam do przebieralni i założyłam swoją ciemno-niebieską podkoszulkę,jaskrawo-zieloną bluzkę,fioletowo-żółty sweter - nie,wcale mi nie jest zimno.. - i czarne dżinsy oraz skarpety z żółtym napisem ,,your name is the best''. Potem wyszłam,złożyłam rzeczy,wsadziłam do torebki po czym wyszłam z Natanielem do poczekalni. Nat usiadł na krześle a ja podeszłam do recepcjonisty podając mu,że mogę się już ,,odmeldować''. Kiedy wyszliśmy Nataniel zaprowadził mnie do swojego auta zawiózł mnie przed dom..ale to nie był mój dom. Gdzie on mnie przywiózł? Czekałam tak chwilę,aż coś powie.
- Nie wysiadasz? - spytał po chwili.
- Ale..- powiedziałam i spojrzałam się na dywanik w samochodzie. Co ja miałam mu powiedzieć,że nie wiem co to za miejsce? W sumie tak...tak by było chyba najrozsądniej,Boże.
- Jak chcesz to możemy jechać do mnie - powiedział.
- Ja...ok. - powiedziałam,bo nawet nie wiem,czy miałam klucze. Pojechaliśmy do Naty. Gdy byliśmy na miejscu weszłam do niego,zdjęłam buty i usiadłam na fotelu. Nat włączył telewizję i rzekł;
- Chcesz coś do picia,jedzenia? Zrobić Ci herbatę,czy coś?
- Po proszę. Kurcze,Nat,uprzejmy jesteś. - powiedziałam ze śmiechem.
- Staram się - powiedział i wyszedł zrobić mi herbatę.
Nie wahając się wyciągnęłam z torby ,,pamiętnik'' w którym zapisane było tylko zdanie
Zapisuj tu wszystko,czym chciałabyś się podzielić. - Lys. Czytałam to zdanie już 5 raz i wciąż nie wiedziałam jakim cudem on to napisał. Przecież On nie żyje. Szukałam w torebce długopisu,po czym znajdując pióro napisałam :
Lys,co się dzieje? Nataniel powiedział,że jesteśmy parą,a w sumie to kiedy wtedy rozmawiałam z Nim pod daszkiem szpitalnym chyba się trochę zezłościł..dzisiaj podwiózł mnie pod dom - nawet go nie rozpoznałam. Przecież chyba wie,gdzie mieszkam? Dziw..
Nie skończyłam,ponieważ Nataniel wszedł do pokoju z kubkiem gorącej herbaty. Po drodze wylało mu się trochę herbaty,ale próbował to zatuszować więc udałam,że nic nie widziałam. Odłożyłam szybko otwarty pamiętnik i udawałam,że oglądam telewizję. Po chwili wzięłam od Nataniela herbatę i zaczęłam pić ciurkiem,ponieważ była gorąca. Trochę się poparzyłam.
- No,więc..-powiedział,chyba nie wiedział jak zacząć temat. Nie wiedziałam jak mu pomóc,więc zarzuciłam:
- Wybacz mi za tę akcję w szpitalu...- powiedziałam patrząc się w podłogę.
- Spoko,ale wciąż nie wiem o co Ci chodziło..
- Ja też nie wiem..- odwróciłam głowę,a Nataniel spojrzał się na mnie po czym zaczął się powoli zbliżać. Za chwilę był już przy mnie i patrzał mi głęboko w oczy. Zrobił minę jakby nic w nich nie widział,pustkę.
- Muszę do toalety! - rzuciłam i wydostając się z pod uścisku Nataniela pobiegłam do łazienki. Nie ważne,że nie wiedziałam gdzie to jest. Chodziłam po różnych pomieszczeniach błąkając się. Łał,Nat ma naprawdę wielkie mieszkanie. W końcu - chyba znalazłam łazienkę. Weszłam po cichu i nagle..wielkie,szare oczy rzuciły się na moją bluzkę drapiąc ją w poszczególnych - ekhm - miejscach. Przypadkowo wpadłam na włącznik światła i zobaczyłam,że to kot. Nataniel ma kota!? Od kiedy!? Starałam się nie krzyczeć,tylko ściągnąć z siebie to kocisko. Udało się. Zrzuciłam je na podłogę po czym szybko zamknęłam drzwi i przytrzymałam je -tak na wypadek. Poszłam do kuchni,żeby opłukać zadrapania. Kiedy skończyłam podeszłam do pokoju.
Nataniel
Czułem się trochę niezręcznie po tym,kiedy Liz tak nagle uciekła..zawsze dawała się pocałować. Coś się stało,muszę dowiedzieć się co. Po chwili zauważyłem otwarty pamiętnik na stoliku. Popijając gorącą herbatę sięgnąłem po pamiętnik i przeczytałem zawartą w nim treść. Zaraz...Jakim daszkiem szpitalnym? Ona ze mną rozmawiała pod jakimś daszkiem szpitalnym? Że niby nie wiem,gdzie jest jej dom? O co jej chodzi? Zamyślałem się tak przez dłuższy czas,po czym - przez przypadek,podkreślę ._. - wylała mi się herbata. Szlag by to. Próbowałem to jakoś wytrzeć,ale na darmo. Usłyszałem jak Liz idzie w stronę pokoju,więc szybko odstawiłem pamiętnik w to samo miejsce,tylko o dwie strony dalej,żeby nie widziała,że cokolwiek się stało.
- Jezu,Lizie,co Ci się stało w rękę!? - spytałem zaskoczony widząc,że trochę krwawi. - Iść po jakiś plaster,czy coś? Co Ci się stało?
- Jeszcze widać...? - spytała patrząc się w podłogę. To stało się chyba jej znakiem rozpoznawalnym. - No...weszłam do łazienki,ale tam jakieś stworzenie na mnie skoczyło i trochę mnie zadrapało. Nic strasznego.
- Pokaż no. - powiedziałem i podszedłem do Niej i opatrzyłem jej ramię plastrem - tak,takim wielkim xDD -,po czym zbliżyłem się do niej. Podniosła twarz,i pocałowałem ją.
***
Hello,mello,3,2,0 :33 Długi rozdział? Średnio się czyta? Spoko,od teraz będzie więcej akcji. Przepraszam,że rozdział dzisiaj tak późno,ale wena mi znikła..hm. Dobra,więc teraz będzie tak,że będę pokazywała co myśli o tym Liz i (w tym momencie..........) Nataniel. A tutaj - obiecałam kochanej Paulince,że pokażę jej twarz Nataniela,kiedy Liz krzyczała na niego w szpitalu bo zaszło ,,nieporozumienia''. Ah,ta Lizie - BONUS! XD
What the Hell?! XD Dobra,do następnego rozdziału ;**
Spojrzałam przed siebie...wciąż nie mogłam uwierzyć w to,co widzę.
- Wszystko dobrze? - zapytał Nataniel.
- Tak! Znaczy..nie koniecznie..- powiedziałam zmieszana.
- Więc co się dzieje? - spytał Nataniel przysuwając się do mnie.
- Więc..- powiedziałam,ale na moje szczęście (tym razem - nie sarkastyczne) pielęgniarka weszła do sali i powiedziała,że mogą mnie już wypuścić - wreszcie mogę wrócić do domu.
- Idziesz? - powiedział pakując moje rzeczy do torebki i pomagając mi wstać.
- Tak.- powiedziałam wstając. - Tylko pójdę się przebrać,bo w pidżamie raczej nie pójdę - powiedziałam ze śmiechem.
- Nie miałbym nic przeciwko - mruknął.
- Że co proszę? - powiedziałam jeszcze bardziej się śmiejąc. Nataniel obrócił się a ja weszłam do przebieralni i założyłam swoją ciemno-niebieską podkoszulkę,jaskrawo-zieloną bluzkę,fioletowo-żółty sweter - nie,wcale mi nie jest zimno.. - i czarne dżinsy oraz skarpety z żółtym napisem ,,your name is the best''. Potem wyszłam,złożyłam rzeczy,wsadziłam do torebki po czym wyszłam z Natanielem do poczekalni. Nat usiadł na krześle a ja podeszłam do recepcjonisty podając mu,że mogę się już ,,odmeldować''. Kiedy wyszliśmy Nataniel zaprowadził mnie do swojego auta zawiózł mnie przed dom..ale to nie był mój dom. Gdzie on mnie przywiózł? Czekałam tak chwilę,aż coś powie.
- Nie wysiadasz? - spytał po chwili.
- Ale..- powiedziałam i spojrzałam się na dywanik w samochodzie. Co ja miałam mu powiedzieć,że nie wiem co to za miejsce? W sumie tak...tak by było chyba najrozsądniej,Boże.
- Jak chcesz to możemy jechać do mnie - powiedział.
- Ja...ok. - powiedziałam,bo nawet nie wiem,czy miałam klucze. Pojechaliśmy do Naty. Gdy byliśmy na miejscu weszłam do niego,zdjęłam buty i usiadłam na fotelu. Nat włączył telewizję i rzekł;
- Chcesz coś do picia,jedzenia? Zrobić Ci herbatę,czy coś?
- Po proszę. Kurcze,Nat,uprzejmy jesteś. - powiedziałam ze śmiechem.
- Staram się - powiedział i wyszedł zrobić mi herbatę.
Nie wahając się wyciągnęłam z torby ,,pamiętnik'' w którym zapisane było tylko zdanie
Zapisuj tu wszystko,czym chciałabyś się podzielić. - Lys. Czytałam to zdanie już 5 raz i wciąż nie wiedziałam jakim cudem on to napisał. Przecież On nie żyje. Szukałam w torebce długopisu,po czym znajdując pióro napisałam :
Lys,co się dzieje? Nataniel powiedział,że jesteśmy parą,a w sumie to kiedy wtedy rozmawiałam z Nim pod daszkiem szpitalnym chyba się trochę zezłościł..dzisiaj podwiózł mnie pod dom - nawet go nie rozpoznałam. Przecież chyba wie,gdzie mieszkam? Dziw..
Nie skończyłam,ponieważ Nataniel wszedł do pokoju z kubkiem gorącej herbaty. Po drodze wylało mu się trochę herbaty,ale próbował to zatuszować więc udałam,że nic nie widziałam. Odłożyłam szybko otwarty pamiętnik i udawałam,że oglądam telewizję. Po chwili wzięłam od Nataniela herbatę i zaczęłam pić ciurkiem,ponieważ była gorąca. Trochę się poparzyłam.
- No,więc..-powiedział,chyba nie wiedział jak zacząć temat. Nie wiedziałam jak mu pomóc,więc zarzuciłam:
- Wybacz mi za tę akcję w szpitalu...- powiedziałam patrząc się w podłogę.
- Spoko,ale wciąż nie wiem o co Ci chodziło..
- Ja też nie wiem..- odwróciłam głowę,a Nataniel spojrzał się na mnie po czym zaczął się powoli zbliżać. Za chwilę był już przy mnie i patrzał mi głęboko w oczy. Zrobił minę jakby nic w nich nie widział,pustkę.
- Muszę do toalety! - rzuciłam i wydostając się z pod uścisku Nataniela pobiegłam do łazienki. Nie ważne,że nie wiedziałam gdzie to jest. Chodziłam po różnych pomieszczeniach błąkając się. Łał,Nat ma naprawdę wielkie mieszkanie. W końcu - chyba znalazłam łazienkę. Weszłam po cichu i nagle..wielkie,szare oczy rzuciły się na moją bluzkę drapiąc ją w poszczególnych - ekhm - miejscach. Przypadkowo wpadłam na włącznik światła i zobaczyłam,że to kot. Nataniel ma kota!? Od kiedy!? Starałam się nie krzyczeć,tylko ściągnąć z siebie to kocisko. Udało się. Zrzuciłam je na podłogę po czym szybko zamknęłam drzwi i przytrzymałam je -tak na wypadek. Poszłam do kuchni,żeby opłukać zadrapania. Kiedy skończyłam podeszłam do pokoju.
Nataniel
Czułem się trochę niezręcznie po tym,kiedy Liz tak nagle uciekła..zawsze dawała się pocałować. Coś się stało,muszę dowiedzieć się co. Po chwili zauważyłem otwarty pamiętnik na stoliku. Popijając gorącą herbatę sięgnąłem po pamiętnik i przeczytałem zawartą w nim treść. Zaraz...Jakim daszkiem szpitalnym? Ona ze mną rozmawiała pod jakimś daszkiem szpitalnym? Że niby nie wiem,gdzie jest jej dom? O co jej chodzi? Zamyślałem się tak przez dłuższy czas,po czym - przez przypadek,podkreślę ._. - wylała mi się herbata. Szlag by to. Próbowałem to jakoś wytrzeć,ale na darmo. Usłyszałem jak Liz idzie w stronę pokoju,więc szybko odstawiłem pamiętnik w to samo miejsce,tylko o dwie strony dalej,żeby nie widziała,że cokolwiek się stało.
- Jezu,Lizie,co Ci się stało w rękę!? - spytałem zaskoczony widząc,że trochę krwawi. - Iść po jakiś plaster,czy coś? Co Ci się stało?
- Jeszcze widać...? - spytała patrząc się w podłogę. To stało się chyba jej znakiem rozpoznawalnym. - No...weszłam do łazienki,ale tam jakieś stworzenie na mnie skoczyło i trochę mnie zadrapało. Nic strasznego.
- Pokaż no. - powiedziałem i podszedłem do Niej i opatrzyłem jej ramię plastrem - tak,takim wielkim xDD -,po czym zbliżyłem się do niej. Podniosła twarz,i pocałowałem ją.
***
Hello,mello,3,2,0 :33 Długi rozdział? Średnio się czyta? Spoko,od teraz będzie więcej akcji. Przepraszam,że rozdział dzisiaj tak późno,ale wena mi znikła..hm. Dobra,więc teraz będzie tak,że będę pokazywała co myśli o tym Liz i (w tym momencie..........) Nataniel. A tutaj - obiecałam kochanej Paulince,że pokażę jej twarz Nataniela,kiedy Liz krzyczała na niego w szpitalu bo zaszło ,,nieporozumienia''. Ah,ta Lizie - BONUS! XD
What the Hell?! XD Dobra,do następnego rozdziału ;**
poniedziałek, 14 kwietnia 2014
Rozdział 4. ,,Sen''
Obudziłam się. Wokół widziałam jaskrawo-niebieskie ściany i sufit,ale podłogi nie było. Lewitowałam? Próbowałam się ruszyć,gdzieś przedostać - na próżno. Gdzie ja jestem!? Rozglądałam się we wszystkie strony,ale niczego i nikogo nie było. Co się dzieje? Po chwili usłyszałam czyjś głos..podobny trochę do głosu Lysandra. Ale to nie możliwe,pamiętam przecież,że wtedy w szpitalu.. W każdym razie obróciłam się,a moje przeczucie mnie nie zwiodło. Tam stał..LYSANDER! Podszedł do mnie i przytulił mnie.
- L-lysander?! - spytałam oszołomiona,wciąż nie wiedziałam co się dzieje i gdzie jestem.
- Witaj,Liz. - powiedział spokojnie. Co tu się dzieje?!?
- A-ale ty..co ty..gdzie ja..jak..Co jest - krzyknęłam wystraszona. Nic nie powiedział,tylko podszedł do mnie i chwycił mnie mocno w tali,przyciągnął do siebie i pocałował. Tym razem - nie protestowałam. Nigdy czegoś takiego nie czułam..w sumie,to nigdy się z nikim nie całowałam. Heh,mój pierwszy raz z trupem. Super. To cudowne uczucie trwało chyba wieczność,i szczerze mówiąc żałuję,że wtedy na to nie pozwoliłam. Może wtedy miałabym możliwość doznania tego codziennie,a teraz..w sumie to nawet nie wiem gdzie jestem. W końcu skończyłam. Chciałam więcej.
- Co to..było? - spytałam znów oszołomiona.
- Pożegnanie. Zawsze będę przy Tobie. Żegnaj. - powiedział i..rozpłynął się...Stałam zamurowana..przepraszam,lewitowałam zamurowana tym co się przed chwilą stało..jakim cudem On.. Nagle wszystko zaczęło znikać,po chwili miałam przed sobą biały obraz a zaraz..obudziłam się - hm,deja vu?- w szpitalu,w moim łóżku,jak zwykle z Arminem przy boku.
- LYSANDER!? - krzyknęłam a Nataniel aż podskoczył z zaskoczenia.
- Liz! Nie strasz mnie tak! 2 razy z rzędu! Co Ci się stało tam,na dworze,że zemdlałaś? - spytał z uśmiechem. To już chyba było do przewidzenia.
- Nie wiem,rozmawiałam chwilę z z Tobą a potem samo przyszło..miałam taki cudowny sen! Śniłam,że zobaczyłam Lysandr..- zatrzymałam się. Trochę niezręcznie mi było mówić o tym przy Natanielu.
- Lysander co? - spytał Nataniel zdziwiony.
- Nic...Słuchaj,chciałabym zostać na chwilę sama. Możesz na chwilę wyjść - spytałam najuprzejmiej jak mogłam,ale to chyba i tak nie było wystarczająco miło.
- Dobra,wołaj jak coś - powiedział trochę smutny,i wyszedł.
Spojrzałam się na szafkę. Był tam mój telefon,grafik oraz jakiś klucz,jogurt i pamiętnik. Postanowiłam sprawdzić najpierw grafik. Wszędzie pisało ,,Nataniel. Wyjście z Natanielem. Nocowanie u Nataniela'' itd. O co chodzi? Odłożyłam grafik i wzięłam z szafki telefon. Weszłam w połączenia. Najwięcej było z Natanielem. Znów? Smsy ? Wszędzie Nataniel. Weszłam w treści..że co!? Same miłosne sms'y,słodkie słówka..
- Nataniel!! - krzyknęłam. Od razu pojawił się w drzwiach.
- Co jest!? - spytał wystraszony.
- Podejdź no tu. Przyznaj się,że grzebałeś mi w komórce i grafiku! - wrzasnęłam na niego wściekła,a on się zarumienił.
- N-nie..telefon trzymałaś zawsze przy sobie,a grafik? Pokaż no. - wziął grafik i zobaczył napisy pod każdym dniem tygodnia. - Sama to zapisywałaś. I to przy mnie. Nie pamiętasz? - zapytał zdziwiony. Szczęka mi opadła.
- Nie rób ze mnie idiotki,chyba pamiętałabym,że coś takiego robiłam! - byłam jeszcze bardziej zła,a Nataniel jeszcze bardziej zakłopotany. - Patrz na te smsy! A jak TO wytłumaczysz!? - pokazałam mu wszystkie smsy i skrzynkę pocztową.
- To nie jest normalne,że para wysyła takie esemesy? - spytał z miną,jakby chciał wtopić się w ziemie. Czy on powiedział..
- PARA? - spytałam oszołomiona.
- A nie..? - Nataniel podrapał się po głowie. - Czy ty w ogóle coś pamiętasz?
- No oczywiście,że pamiętam,ale nie,żebyśmy byli parą..- powiedziałam a On spojrzał na mnie z miną której nie da się opisać.
- Wybacz,nie chciałam Cię urazić. Po prostu..obudziłam się a..- nagle przypomniałam sobie,że na szafce był jeszcze pamiętnik. Wzięłam go odruchowo nawet nie patrząc na zaskoczonego Nataniela.
Zapisuj tu wszystko,czym chciałabyś się podzielić. - Lys.
Spojrzałam się przed siebie ...wciąż nie mogłam uwierzyć w to,co widzę.
***
Nutka tajemnicy się pojawiła,hm? :33 No,nie chce mi się już rozpisywać,bo wcześniej napisałam wszystko to samo,ale z Arminem zamiast Nataniela i kurczę,wpadłam na pomysł (którego,szlag by to,i tak nie zrealizowałam.......) żeby coś napisać,ale nie pasowałoby to do Armina,wiec skasowałam wszystko. Oczywiście blogger odmówił współpracy i nie mogłam pozmieniać tylko imion,bo jak coś pisałam to przy okazji kasowały się następne literki,więc i tak i tak musiałam wszystko skasować. Podobała się scena z Lysandrem ^^? A TERAZ KRÓTKA DEDYKACJA DLA PAULCI : NIE,PIERWSZY RAZ TO NIE TO ,CO MYŚLISZ,KURCZE!! XDD Okej,to tyle,do następnego rozdziału!!
(nowe zdjęcie)
BONUS *o*
EDIT : TAM GDZIE PISZĘ w szpitalu,w moim łóżku,jak zwykle z Arminem przy boku. POWINNO BYĆ NATANIELEM,ALE JAK JUŻ POWIEDZIAŁAM BLOGGER ODMÓWIŁ POSŁUSZEŃSTWA WIĘC ROBIĘ TO W EDICIE. SORY XD
- L-lysander?! - spytałam oszołomiona,wciąż nie wiedziałam co się dzieje i gdzie jestem.
- Witaj,Liz. - powiedział spokojnie. Co tu się dzieje?!?
- A-ale ty..co ty..gdzie ja..jak..Co jest - krzyknęłam wystraszona. Nic nie powiedział,tylko podszedł do mnie i chwycił mnie mocno w tali,przyciągnął do siebie i pocałował. Tym razem - nie protestowałam. Nigdy czegoś takiego nie czułam..w sumie,to nigdy się z nikim nie całowałam. Heh,mój pierwszy raz z trupem. Super. To cudowne uczucie trwało chyba wieczność,i szczerze mówiąc żałuję,że wtedy na to nie pozwoliłam. Może wtedy miałabym możliwość doznania tego codziennie,a teraz..w sumie to nawet nie wiem gdzie jestem. W końcu skończyłam. Chciałam więcej.
- Co to..było? - spytałam znów oszołomiona.
- Pożegnanie. Zawsze będę przy Tobie. Żegnaj. - powiedział i..rozpłynął się...Stałam zamurowana..przepraszam,lewitowałam zamurowana tym co się przed chwilą stało..jakim cudem On.. Nagle wszystko zaczęło znikać,po chwili miałam przed sobą biały obraz a zaraz..obudziłam się - hm,deja vu?- w szpitalu,w moim łóżku,jak zwykle z Arminem przy boku.
- LYSANDER!? - krzyknęłam a Nataniel aż podskoczył z zaskoczenia.
- Liz! Nie strasz mnie tak! 2 razy z rzędu! Co Ci się stało tam,na dworze,że zemdlałaś? - spytał z uśmiechem. To już chyba było do przewidzenia.
- Nie wiem,rozmawiałam chwilę z z Tobą a potem samo przyszło..miałam taki cudowny sen! Śniłam,że zobaczyłam Lysandr..- zatrzymałam się. Trochę niezręcznie mi było mówić o tym przy Natanielu.
- Lysander co? - spytał Nataniel zdziwiony.
- Nic...Słuchaj,chciałabym zostać na chwilę sama. Możesz na chwilę wyjść - spytałam najuprzejmiej jak mogłam,ale to chyba i tak nie było wystarczająco miło.
- Dobra,wołaj jak coś - powiedział trochę smutny,i wyszedł.
Spojrzałam się na szafkę. Był tam mój telefon,grafik oraz jakiś klucz,jogurt i pamiętnik. Postanowiłam sprawdzić najpierw grafik. Wszędzie pisało ,,Nataniel. Wyjście z Natanielem. Nocowanie u Nataniela'' itd. O co chodzi? Odłożyłam grafik i wzięłam z szafki telefon. Weszłam w połączenia. Najwięcej było z Natanielem. Znów? Smsy ? Wszędzie Nataniel. Weszłam w treści..że co!? Same miłosne sms'y,słodkie słówka..
- Nataniel!! - krzyknęłam. Od razu pojawił się w drzwiach.
- Co jest!? - spytał wystraszony.
- Podejdź no tu. Przyznaj się,że grzebałeś mi w komórce i grafiku! - wrzasnęłam na niego wściekła,a on się zarumienił.
- N-nie..telefon trzymałaś zawsze przy sobie,a grafik? Pokaż no. - wziął grafik i zobaczył napisy pod każdym dniem tygodnia. - Sama to zapisywałaś. I to przy mnie. Nie pamiętasz? - zapytał zdziwiony. Szczęka mi opadła.
- Nie rób ze mnie idiotki,chyba pamiętałabym,że coś takiego robiłam! - byłam jeszcze bardziej zła,a Nataniel jeszcze bardziej zakłopotany. - Patrz na te smsy! A jak TO wytłumaczysz!? - pokazałam mu wszystkie smsy i skrzynkę pocztową.
- To nie jest normalne,że para wysyła takie esemesy? - spytał z miną,jakby chciał wtopić się w ziemie. Czy on powiedział..
- PARA? - spytałam oszołomiona.
- A nie..? - Nataniel podrapał się po głowie. - Czy ty w ogóle coś pamiętasz?
- No oczywiście,że pamiętam,ale nie,żebyśmy byli parą..- powiedziałam a On spojrzał na mnie z miną której nie da się opisać.
- Wybacz,nie chciałam Cię urazić. Po prostu..obudziłam się a..- nagle przypomniałam sobie,że na szafce był jeszcze pamiętnik. Wzięłam go odruchowo nawet nie patrząc na zaskoczonego Nataniela.
Zapisuj tu wszystko,czym chciałabyś się podzielić. - Lys.
Spojrzałam się przed siebie ...wciąż nie mogłam uwierzyć w to,co widzę.
***
Nutka tajemnicy się pojawiła,hm? :33 No,nie chce mi się już rozpisywać,bo wcześniej napisałam wszystko to samo,ale z Arminem zamiast Nataniela i kurczę,wpadłam na pomysł (którego,szlag by to,i tak nie zrealizowałam.......) żeby coś napisać,ale nie pasowałoby to do Armina,wiec skasowałam wszystko. Oczywiście blogger odmówił współpracy i nie mogłam pozmieniać tylko imion,bo jak coś pisałam to przy okazji kasowały się następne literki,więc i tak i tak musiałam wszystko skasować. Podobała się scena z Lysandrem ^^? A TERAZ KRÓTKA DEDYKACJA DLA PAULCI : NIE,PIERWSZY RAZ TO NIE TO ,CO MYŚLISZ,KURCZE!! XDD Okej,to tyle,do następnego rozdziału!!
(nowe zdjęcie)
BONUS *o*
EDIT : TAM GDZIE PISZĘ w szpitalu,w moim łóżku,jak zwykle z Arminem przy boku. POWINNO BYĆ NATANIELEM,ALE JAK JUŻ POWIEDZIAŁAM BLOGGER ODMÓWIŁ POSŁUSZEŃSTWA WIĘC ROBIĘ TO W EDICIE. SORY XD
niedziela, 13 kwietnia 2014
Rozdział 3. ,,Poczucie Winy''
Otworzyłam oczy,i zobaczyłam szwendającego się po pokoju Nataniela,a za Nim Armina. Jak to Armin grał na psp. Zaraz,chwila..czy ja..żyję? Co z Lysandrem? Gdzie ja jestem?
- LIZ! - Wrzasnął Nataniel podbiegając do mnie. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam,aby był tak przejęty. No,chyba,że chodziło o sprawy szkolne,czy coś.
- Cz-cześć,Nat..cześć Armin..Co sie stało z Lysandrem? Gdzie jest ? - to były moje pierwsze słowa,nie myślałam o niczym innym. Armin pomachał do mnie i odkładając psp na półkę obok podszedł do mnie po czym rzekł:
- Lysander leży w pokoju obok,jego stan jest tragiczny,nie wiadomo czy przeżyje. W każdym razie ciesze się,że żyjesz..powiedz co robiłaś w tym le..- nie zdążył do kończyć,bo zrobiłam złą minę i machnęłam mu,żeby zachował to dla siebie,i że potem pogadamy. Zrozumiał.
- Jak spadłaś z tego urwiska,czemu uciekałaś? Ktoś cię gonił? Nie kłam, musimy wiedzieć!- powiedział Nataniel ze zmartwioną miną. Nie wiedziałam co robić. Jeśli im powiem pewnie będą coś podejrzewać z Lysandrem,a jeśli zachowam to dla siebie Armin i tak to pewnie wygada,i będzie jeszcze większa klapa. Spojrzałam odruchowo na Armina,który zrobił zaniepokojoną minę,po czym zajął czymś Nataniela.
- Armin,nie czas teraz na Twoje gierki. Lizie powiedz co się tak naprawdę stało? - spytał Nataniel jeszcze bardziej zaniepokojony wszystkim.
- Ja..po prostu trochę źle się poczułam w domu,i..wyszłam trochę przejechać się samochodem..zobaczyłam..jakiegoś psa..on zaczął mnie gonić..biegłam i..akurat Armin jechał,ja wciąż biegłam,przez przypadek ominęłam Armina,ale widziałam,że pies wciąż mnie goni,i w końcu biegłam nie mogąc się zatrzymać...zagapiłam się i spadłam....- powiedziałam trochę się wahając. Nataniel chyba skojarzył,że coś kręcę bo uniósł brew.
- Nie umiesz kłamać..- powiedział trochę zawiedziony,że mu nie ufam. Nie o to chodziło,ale nie mogłam mu powiedzieć. Miałby lekki uraz do Lysandra,a jeszcze tego brakowało. Już miałam coś odpowiedzieć,ale usłyszałam jak lekarze mówią o wynikach Lysa. Mieli zmartwioną minę,więc wiedziałam,że coś jest nie tak.
- Lysander! -krzyknęłam i próbując wstać szukałam kapci na podłodze.
- Liz,co robisz?! Nie jesteś na tyle sprawna aby móc chodzić! - powiedział Armin,łapiąc mnie przy okazji,ponieważ upadłam z braku równowagi.
- Nie obchodzi mnie to! Muszę go zobaczyć!
- Czemu? Podobno On miał inny wypadek..- powiedział Nataniel zamyślony. Zamarłam. Nie wiedziałam jak na to odpowiedzieć. Nataniel patrzył na mnie oschłym spojrzeniem. Dziwnie się poczułam. Ale nie wiedziałam co powiedzieć,wiec zignorowałam go i chwytając się Armina powoli szłam do sali obok.
- Długo nie utrzymasz tego w tajemnicy. Liz,widziałem co tam się stało. Możesz mi to powiedzieć,nie utrzymasz tego przede mną w tajemnicy,widziałem wszystko co się stało. Co tam robił Lysander? Czemu przed Nim uciekałaś? - pytał,i widziałam,że ma jeszcze 1000 pytań do zadania. Wiedziałam,że teraz nie uda mi się skłamać. A chciałam się mu wyżalić.
- Lysander zadzwonił do mnie,powiedział,że ma ważną sprawę i musimy pogadać na osobności. Pojechałam,a gdy zobaczyłam jak idzie w stronę lasu pobiegłam go zatrzymać. Powiedział mi,że nie będzie niczego żałować i..chciał mnie pocałować..- mówiłam,ale jakby zabrakło mi oddechu. Pamiętam to,dobry Boże,czemu wtedy,czemu zaczęłam uciekać a nie wyjaśniłam tego po prostu. Jestem idiotką. Nic takiego by się nie wydarzyło. Armin spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem,jakby wyzywającym,ale to naprawdę była moja wina?
- Rozumiem. - powiedział,ale nie wiedziałam czy to do końca prawda. Grunt załamał mi się pod nogami i znów upadłam uderzając przy tym głowę o krzesło. Armin pomógł mi wstać i poszliśmy do pokoju nr. 8 gdzie leżał Lysander podłączony do kroplówki i innych takich rzeczy..
- Lysander! - krzyknęłam i podbiegłam do niego. Nie liczyło się czy się przewrócę czy nie.
- Liz,czekaj! - powiedział Armin. Podeszłam do Lysandra i usiadłam na krześle obok łóżka. Nie ruszał się. Czułam,że zaraz spadnie mu tętno i umrze. Lysander,nie rób mi tego. Chciałeś mi pomóc,ale ja debilka nie przyjęłam pomocy,dlaczego to ja tu nie leże!? Dlaczego On,który chciał mi tylko pomóc..co ja narobiłam..
- Liz. - Lys otworzył oczy.
- LYSANDER! - Krzyknęłam i rzuciłam się na niego chyba lekko go dusząc,bo zaczął kaszleć.
- Jak mnie nie puścisz to mnie udusisz - powiedział i zaczął się lekko śmiać. Jak to On.
- Ty żyjesz,myślałam,że Cię już nie usłyszę. - powiedziałam,czując,że łzy napływają mi do oczu.
- Czemu wtedy nie podałaś mi ręki..? Bałaś się mnie? - spytał. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć,więc milczałam wtapiając oczy w podłogę.
- To moja wina. - powiedział. - Mogłem powiedzieć Ci to w mniej..straszny sposób. Miałaś prawo się bać,co mi odbiło,że zaciągnąłem Cię do lasu - ciemnego przy okazji - i to powiedziałem. Boże,uchowaj. - powiedział i wyciągnął rękę. Już miałam ją podać,gdy opadła. Czy on..
Zapadła cisza. Armin stał oparty nogą o ścianę i wszystko widział.
- Liz,choć..lepiej,żebyś tu już nie przebywała.
- Al..- nie mogłam wydusić z siebie więcej. Łza ociekła mi po policzku.
- Kocham cię.. -szepnęłam mu do ucha po czym odeszłam chwytając się Armina,który pomógł mi wyjść z pokoju. Weszłam na korytarz,gdzie czekali już chyba wszyscy. Nataniel,Kastiel,Leo,Dajan,Iris,Kim,Violetta,Melania,Roza i inni.
- On..- spytała Roza już płacząc. Podeszła do Leo i przytuliła go mocno. Pozostali patrzyli się w ścianę,sufit,podłogę i gdzie tylko jeszcze można było. Tylko Nataniel i Kastiel patrzyli się na mnie. Nataniel z troską a Kastiel..miał wyraz twarzy którego nie da się opisać. Było w tym trochę smutku a trochę zdziwienia..nie wytrzymałam. Wyrwałam się Arminowi i pobiegłam do drzwi wyjścia w samej pidżamie. Akurat padało. Cóż za niefortunny zbieg okoliczności. Nataniel podszedł do mnie i chwycił mnie za ramie.
- To jego wina,nie miałaś z tym nic wspólnego,prawda? - powiedział,ale była w tym nutka zdziwienia.
- Nataniel..tak naprawdę to..ja go zabiłam..- powiedziałam i ściągnęłam jego rękę z mojego ramienia. - Jestem idiotką. - powiedziałam już zalana łzami. Nataniel spojrzał na mnie z wielkim zdziwieniem,po czym poprosił abym wszystko mu powiedziała. Zrobiłam to.
- A więc..czemu wtedy skłamałaś o tym psie? - spytał smutny.
- Nie wiem,czułam,że nie chcę o tym nikomu mówić. - odrzekłam i chwyciłam się za ramie z miną pogardliwą,która była skierowana do mnie.
- Arminowi powiedziałaś. - powiedział już oschlej. I odszedł. Zostawił mnie samą pod daszkiem szpitala. Chwilę postałam. Dopiero wtedy poczułam się najgorzej. Byłam wtedy całkiem sama. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Opadłam.
- Zabiłam go .. - szepłam. Po chwili znalazła mnie Iris i zawołała Armina i innych.
***
No,więc koleżanka zapytała się,czemu Lys musiał umrzeć. Cóż,musiał być jakiś smutny wątek. Spokojnie,to nie koniec jego roli. On jeszcze nie zakończył swoich 5 minut..w każdym razie mam nadzieję,że rozdział się podobał. Dziś albo jutro *zależy kiedy mi się będzie chciało i kiedy mnie olśni* pojawi się nowy rozdział.
Żegnam!!
- LIZ! - Wrzasnął Nataniel podbiegając do mnie. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam,aby był tak przejęty. No,chyba,że chodziło o sprawy szkolne,czy coś.
- Cz-cześć,Nat..cześć Armin..Co sie stało z Lysandrem? Gdzie jest ? - to były moje pierwsze słowa,nie myślałam o niczym innym. Armin pomachał do mnie i odkładając psp na półkę obok podszedł do mnie po czym rzekł:
- Lysander leży w pokoju obok,jego stan jest tragiczny,nie wiadomo czy przeżyje. W każdym razie ciesze się,że żyjesz..powiedz co robiłaś w tym le..- nie zdążył do kończyć,bo zrobiłam złą minę i machnęłam mu,żeby zachował to dla siebie,i że potem pogadamy. Zrozumiał.
- Jak spadłaś z tego urwiska,czemu uciekałaś? Ktoś cię gonił? Nie kłam, musimy wiedzieć!- powiedział Nataniel ze zmartwioną miną. Nie wiedziałam co robić. Jeśli im powiem pewnie będą coś podejrzewać z Lysandrem,a jeśli zachowam to dla siebie Armin i tak to pewnie wygada,i będzie jeszcze większa klapa. Spojrzałam odruchowo na Armina,który zrobił zaniepokojoną minę,po czym zajął czymś Nataniela.
- Armin,nie czas teraz na Twoje gierki. Lizie powiedz co się tak naprawdę stało? - spytał Nataniel jeszcze bardziej zaniepokojony wszystkim.
- Ja..po prostu trochę źle się poczułam w domu,i..wyszłam trochę przejechać się samochodem..zobaczyłam..jakiegoś psa..on zaczął mnie gonić..biegłam i..akurat Armin jechał,ja wciąż biegłam,przez przypadek ominęłam Armina,ale widziałam,że pies wciąż mnie goni,i w końcu biegłam nie mogąc się zatrzymać...zagapiłam się i spadłam....- powiedziałam trochę się wahając. Nataniel chyba skojarzył,że coś kręcę bo uniósł brew.
- Nie umiesz kłamać..- powiedział trochę zawiedziony,że mu nie ufam. Nie o to chodziło,ale nie mogłam mu powiedzieć. Miałby lekki uraz do Lysandra,a jeszcze tego brakowało. Już miałam coś odpowiedzieć,ale usłyszałam jak lekarze mówią o wynikach Lysa. Mieli zmartwioną minę,więc wiedziałam,że coś jest nie tak.
- Lysander! -krzyknęłam i próbując wstać szukałam kapci na podłodze.
- Liz,co robisz?! Nie jesteś na tyle sprawna aby móc chodzić! - powiedział Armin,łapiąc mnie przy okazji,ponieważ upadłam z braku równowagi.
- Nie obchodzi mnie to! Muszę go zobaczyć!
- Czemu? Podobno On miał inny wypadek..- powiedział Nataniel zamyślony. Zamarłam. Nie wiedziałam jak na to odpowiedzieć. Nataniel patrzył na mnie oschłym spojrzeniem. Dziwnie się poczułam. Ale nie wiedziałam co powiedzieć,wiec zignorowałam go i chwytając się Armina powoli szłam do sali obok.
- Długo nie utrzymasz tego w tajemnicy. Liz,widziałem co tam się stało. Możesz mi to powiedzieć,nie utrzymasz tego przede mną w tajemnicy,widziałem wszystko co się stało. Co tam robił Lysander? Czemu przed Nim uciekałaś? - pytał,i widziałam,że ma jeszcze 1000 pytań do zadania. Wiedziałam,że teraz nie uda mi się skłamać. A chciałam się mu wyżalić.
- Lysander zadzwonił do mnie,powiedział,że ma ważną sprawę i musimy pogadać na osobności. Pojechałam,a gdy zobaczyłam jak idzie w stronę lasu pobiegłam go zatrzymać. Powiedział mi,że nie będzie niczego żałować i..chciał mnie pocałować..- mówiłam,ale jakby zabrakło mi oddechu. Pamiętam to,dobry Boże,czemu wtedy,czemu zaczęłam uciekać a nie wyjaśniłam tego po prostu. Jestem idiotką. Nic takiego by się nie wydarzyło. Armin spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem,jakby wyzywającym,ale to naprawdę była moja wina?
- Rozumiem. - powiedział,ale nie wiedziałam czy to do końca prawda. Grunt załamał mi się pod nogami i znów upadłam uderzając przy tym głowę o krzesło. Armin pomógł mi wstać i poszliśmy do pokoju nr. 8 gdzie leżał Lysander podłączony do kroplówki i innych takich rzeczy..
- Lysander! - krzyknęłam i podbiegłam do niego. Nie liczyło się czy się przewrócę czy nie.
- Liz,czekaj! - powiedział Armin. Podeszłam do Lysandra i usiadłam na krześle obok łóżka. Nie ruszał się. Czułam,że zaraz spadnie mu tętno i umrze. Lysander,nie rób mi tego. Chciałeś mi pomóc,ale ja debilka nie przyjęłam pomocy,dlaczego to ja tu nie leże!? Dlaczego On,który chciał mi tylko pomóc..co ja narobiłam..
- Liz. - Lys otworzył oczy.
- LYSANDER! - Krzyknęłam i rzuciłam się na niego chyba lekko go dusząc,bo zaczął kaszleć.
- Jak mnie nie puścisz to mnie udusisz - powiedział i zaczął się lekko śmiać. Jak to On.
- Ty żyjesz,myślałam,że Cię już nie usłyszę. - powiedziałam,czując,że łzy napływają mi do oczu.
- Czemu wtedy nie podałaś mi ręki..? Bałaś się mnie? - spytał. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć,więc milczałam wtapiając oczy w podłogę.
- To moja wina. - powiedział. - Mogłem powiedzieć Ci to w mniej..straszny sposób. Miałaś prawo się bać,co mi odbiło,że zaciągnąłem Cię do lasu - ciemnego przy okazji - i to powiedziałem. Boże,uchowaj. - powiedział i wyciągnął rękę. Już miałam ją podać,gdy opadła. Czy on..
Zapadła cisza. Armin stał oparty nogą o ścianę i wszystko widział.
- Liz,choć..lepiej,żebyś tu już nie przebywała.
- Al..- nie mogłam wydusić z siebie więcej. Łza ociekła mi po policzku.
- Kocham cię.. -szepnęłam mu do ucha po czym odeszłam chwytając się Armina,który pomógł mi wyjść z pokoju. Weszłam na korytarz,gdzie czekali już chyba wszyscy. Nataniel,Kastiel,Leo,Dajan,Iris,Kim,Violetta,Melania,Roza i inni.
- On..- spytała Roza już płacząc. Podeszła do Leo i przytuliła go mocno. Pozostali patrzyli się w ścianę,sufit,podłogę i gdzie tylko jeszcze można było. Tylko Nataniel i Kastiel patrzyli się na mnie. Nataniel z troską a Kastiel..miał wyraz twarzy którego nie da się opisać. Było w tym trochę smutku a trochę zdziwienia..nie wytrzymałam. Wyrwałam się Arminowi i pobiegłam do drzwi wyjścia w samej pidżamie. Akurat padało. Cóż za niefortunny zbieg okoliczności. Nataniel podszedł do mnie i chwycił mnie za ramie.
- To jego wina,nie miałaś z tym nic wspólnego,prawda? - powiedział,ale była w tym nutka zdziwienia.
- Nataniel..tak naprawdę to..ja go zabiłam..- powiedziałam i ściągnęłam jego rękę z mojego ramienia. - Jestem idiotką. - powiedziałam już zalana łzami. Nataniel spojrzał na mnie z wielkim zdziwieniem,po czym poprosił abym wszystko mu powiedziała. Zrobiłam to.
- A więc..czemu wtedy skłamałaś o tym psie? - spytał smutny.
- Nie wiem,czułam,że nie chcę o tym nikomu mówić. - odrzekłam i chwyciłam się za ramie z miną pogardliwą,która była skierowana do mnie.
- Arminowi powiedziałaś. - powiedział już oschlej. I odszedł. Zostawił mnie samą pod daszkiem szpitala. Chwilę postałam. Dopiero wtedy poczułam się najgorzej. Byłam wtedy całkiem sama. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Opadłam.
- Zabiłam go .. - szepłam. Po chwili znalazła mnie Iris i zawołała Armina i innych.
***
No,więc koleżanka zapytała się,czemu Lys musiał umrzeć. Cóż,musiał być jakiś smutny wątek. Spokojnie,to nie koniec jego roli. On jeszcze nie zakończył swoich 5 minut..w każdym razie mam nadzieję,że rozdział się podobał. Dziś albo jutro *zależy kiedy mi się będzie chciało i kiedy mnie olśni* pojawi się nowy rozdział.
Żegnam!!
sobota, 12 kwietnia 2014
Rozdział 2. ,,Wypadek''
- Mam do Ciebie sprawę.. - odrzekł. Dziwne,Lys którego znam raczej - gdyby miał jakąś sprawę - powiedziałby mi to osobiście,a nie przez telefon. Chwila..on ma telefon?..
- Co się stało? Gdzie jesteś? Czemu Cię nie było?
- Spotkajmy się na ulicy Sucritt* koło lasku,ok?
- Ale..- nie zdążyłam odpowiedzieć. Rozłączył się. To chyba coś poważnego. Lepiej pójdę to sprawdzić. Podeszłam do wieszaka na kurtki i zaczęłam powoli ubierać się w swoją jasno-niebieską kurtkę z zamkiem.
- Gdzie idziesz..? Co powiedział Lysander? - usłyszałam głos Rozy tuż za moimi plecami.
- Nie wiem,miał jakąś sprawę. Idę do niego bo to chyba poważne. Inaczej zjawiłby się tutaj,albo powiedział mi przez telefon. - odpowiedziałam.
- Dobra,ale wróć niedługo. Większość ludzi raczej skapnie się,że wyszłaś bez słowa z domu. - rzekła,chyba zasmucona.
- Obiecuję,że przyjdę najszybciej jak będę mogła. Przytuliłam ją do siebie odruchowo i wyszłam z domu. Wzięłam kluczyki i wsiadłam do auta. Pojechałam pod lasek,na ulicę Sucritt słuchając The band Perry - If i die young. Gdy zajechałam uliczkę dostrzegłam Lysandra który ani śnił się obrócić tylko szedł w stronę lasu.
- Lysander!! - krzyknęłam. Albo nie dosłyszał albo nie chciał słyszeć. Szybko wysiadłam z auta i pobiegłam do niego.
- Lys! No co ty odwalasz!? - wrzasnęłam wściekła. Chyba zrobiłam się czerwona jak burak,bo obrócił się i lekko uśmiechnął.
- Wybacz. Nie usłyszałem jak ,,krzyczysz''. - odpowiedział,a jego uśmiech wciąż nie znikał z twarzy. Czasem naprawdę nie rozumiem tego człowieka.
- No nic. W każdym razie chyba po coś mnie tu zwołałeś. Zastanawiam się..PO CO W TAKIE MIEJSCE? Wiesz,że nie przepadam za ciemnymi lasami..i jest 18,robi się ciemno. Jest ciemno.
- Nie zwołałem Cię tu bez powodu. - powiedział powoli się do mnie zbliżając.
- Przejdź do rzeczy..- szepnęłam ciszej cofając się tip-topem.
- Liz,tęskniłem za Tobą. Chciałem Ci coś powiedzieć,ale Ty wyjechałaś..nie zdążyłem. Niemal umarłem z tęsknoty..chciałem być z Tobą sam na sam. - powiedział. Moja mina skwaśniała. Co on chcę zrobić? Cofałam się coraz dalej aż doszłam do drzewa. Zablokował mnie. Nie miałam jak uciec.
- Lys..napiłeś się? Wytrzeźwiej zanim zrobisz coś czego będziesz potem żałować.
- Nie mam zamiaru żałować. - powiedział i zaczął przysuwać się coraz bliżej. Wiedziałam,że chcę mnie pocałować. Ale nie wiedziałam czy ja tego chcę. Wyśliznęłam mu się w ostatniej chwili i zaczęłam uciekać.
- Czekaj! Krzyknął i wdał się ze mną w pościg. Biegłam coraz szybciej nie oglądając się,aż w końcu - cóż,ja,niezdara - potknęłam się i upadłam mocno się kalecząc. Widziałam,że kilkaset metrów ode mnie jest ulica,a za nią drugi las. Gdy tylko się podniosłam Lysander był już za mną. Chciałam zacząć znów biec,ale w ostatniej chwili złapał mnie za rękę.
- Nie chcę Cię skrzywdzić. Nie potrafiłbym. Zaufaj mi. - powiedział głośno,chyba bojąc się,że nie dosłyszę. Chciałam mu zaufać,ale zrobiłam to wcześniej i nie wyszło mi to na dobre. Być z nim sam na sam w ciemnym lesie nie było dobrym wyborem. Jednak znam go przecież. Nie zrobiłby mi krzywdy - co do tego jestem pewna.
- Nie ruszaj się. - odrzekł i znów zaczął się przybliżać. Tego już za wiele. Chciałam się mu wyśliznąć - udało się.
- Nie tędy! Lizie! - krzyknął. Ale mnie to nie obchodziło. Chciałam od niego uciec. Chciałam od Tego uciec. Chciałam być już w bezpiecznych rękach. Zaczęłam biec w stronę ulicy. Kiedy już byłam przy jezdni próbowałam zatrzymać jakiś samochód,których mało było o tej porze. Widziałam,że Lysander jest tuż za mną,więc wahając się jeszcze przebiegłam przez ulicę do drugiej strony lasu. Akurat wtedy przejeżdżał samochód. Szlag by to.
- Liz?! - usłyszałam znajomy głos..Armina!? Co on tu robił!?
- Armin?! - wrzasnęłam równie głośno. Widziałam jednak Lysandra który wciąż za mną biegł. Nie spoglądając na Armina znowu zaczęłam biec przed siebie,chciałam tylko go zgubić. Ale nie chciałam zgubić Armina. Tak czy siak biegłam,i Armin chyba też zaczął bo słyszałam trzask drzwi od samochodu.
Uważaj! - Krzyknął Armin,który najwyraźniej nie zauważył jeszcze Lysandra. Kiedy odwróciłam głowę zobaczyłam Armina,który niespodziewanie zatrzymał się. Nie wiedziałam o co mu chodziło więc też się zatrzymałam. Nagle poczułam,że grunt z tyłu pod nogami mi się kończy. Zachwiałam się i przechyliłam do tyłu po czym zaczęłam spadać. W ostatniej chwili złapałam się wiszącej nad przepaścią gałęzi. Wtedy zobaczyłam nad sobą nie Armina,lecz Lysandra,który podał mi rękę. Pochylał się coraz bardziej,myśląc,że nie sięgam. Ale ja nie chciałam podać mu ręki. Dlaczego to nie był Armin? W końcu za długo myślałam - gałąź zarwała się a ja spadłam razem z nią. Lysander rzucił się myśląc,że zdąży podać mi ręke,ale było za późno. On również zaczął spadać. Czułam,że zaraz umrę. Wiedziałam,że tego nie przeżyję,ale szczerze mówiąc bardziej martwiłam się o Lysandra. Jeśli ja umrę razem z Nim on umrze - przeze mnie. Jeżeli ja przeżyję ale on umrze nie wybaczę sobie tego. A jeśli ja umrę a on przeżyję on również sobie tego pewnie nie wybaczy. Czemu nie podałam mu ręki? Straciłam do niego zaufanie? Nie miałam już czasu na myślenie. Pomyślałam tylko o jednym : Armin.
(kilka minut później)
Otworzyłam oczy. Armin.
- Liz! - krzyknął Armin. Cała drżałam. Nie mogłam wydobyć tego widoku z głowy. Lysander cały we krwi. Podobnie jak ja. Podniosłam rękę do Armina. Armin podbiegł do mnie zjeżdżając z urwiska. To BYŁO straszne. Widzieć to wszystko,cały świat stanął mi przed oczami.
- Halo? Pogotowie!? - Armin najwyraźniej zadzwonił po karetkę. Cóż nie sądzę aby mi to pomogło. Ani Lysandrowi,który był chyba w gorszym stanie niż ja..Boże,czemu nie podałam mu wtedy ręki? Więcej już nie słyszałam.
- Przynajmniej raz używasz komórki w celu poważniejszym niż internet - powiedziałam a uśmiech pojawił się w moich kącikach ust. Armin natychmiast zrobił groźną minę. Jeśli miałam umrzeć chciałam to zrobić z dobrym humorem. Z dobrą miną do złej gry. Robiło się coraz ciszej..taki ubogi spokój. Zaraz umrę. Wiem to. Ale nie boje się. Nachodził mnie ten widok Lysandra. To będzie mnie prześladować,jeśli przeżyję. Ale wątpię. Ale po chwili..nic już nie widziałam...
***
No,więc trochę smutny rozdział. Nie rozpiszę się,bo wszystko co bym teraz powiedziała raczej byłoby spojlerem którego unikam..powiem tylko,że to nie koniec,Liz nie umarła. Nie sądzę aby istniały opowiadania w których - w 2 rozdziale - bohaterka/bohater umiera tak szybko. To tyle. POZDRAWIAAM :* (obrazek który będę dawać pod każdym postem).
- Co się stało? Gdzie jesteś? Czemu Cię nie było?
- Spotkajmy się na ulicy Sucritt* koło lasku,ok?
- Ale..- nie zdążyłam odpowiedzieć. Rozłączył się. To chyba coś poważnego. Lepiej pójdę to sprawdzić. Podeszłam do wieszaka na kurtki i zaczęłam powoli ubierać się w swoją jasno-niebieską kurtkę z zamkiem.
- Gdzie idziesz..? Co powiedział Lysander? - usłyszałam głos Rozy tuż za moimi plecami.
- Nie wiem,miał jakąś sprawę. Idę do niego bo to chyba poważne. Inaczej zjawiłby się tutaj,albo powiedział mi przez telefon. - odpowiedziałam.
- Dobra,ale wróć niedługo. Większość ludzi raczej skapnie się,że wyszłaś bez słowa z domu. - rzekła,chyba zasmucona.
- Obiecuję,że przyjdę najszybciej jak będę mogła. Przytuliłam ją do siebie odruchowo i wyszłam z domu. Wzięłam kluczyki i wsiadłam do auta. Pojechałam pod lasek,na ulicę Sucritt słuchając The band Perry - If i die young. Gdy zajechałam uliczkę dostrzegłam Lysandra który ani śnił się obrócić tylko szedł w stronę lasu.
- Lysander!! - krzyknęłam. Albo nie dosłyszał albo nie chciał słyszeć. Szybko wysiadłam z auta i pobiegłam do niego.
- Lys! No co ty odwalasz!? - wrzasnęłam wściekła. Chyba zrobiłam się czerwona jak burak,bo obrócił się i lekko uśmiechnął.
- Wybacz. Nie usłyszałem jak ,,krzyczysz''. - odpowiedział,a jego uśmiech wciąż nie znikał z twarzy. Czasem naprawdę nie rozumiem tego człowieka.
- No nic. W każdym razie chyba po coś mnie tu zwołałeś. Zastanawiam się..PO CO W TAKIE MIEJSCE? Wiesz,że nie przepadam za ciemnymi lasami..i jest 18,robi się ciemno. Jest ciemno.
- Nie zwołałem Cię tu bez powodu. - powiedział powoli się do mnie zbliżając.
- Przejdź do rzeczy..- szepnęłam ciszej cofając się tip-topem.
- Liz,tęskniłem za Tobą. Chciałem Ci coś powiedzieć,ale Ty wyjechałaś..nie zdążyłem. Niemal umarłem z tęsknoty..chciałem być z Tobą sam na sam. - powiedział. Moja mina skwaśniała. Co on chcę zrobić? Cofałam się coraz dalej aż doszłam do drzewa. Zablokował mnie. Nie miałam jak uciec.
- Lys..napiłeś się? Wytrzeźwiej zanim zrobisz coś czego będziesz potem żałować.
- Nie mam zamiaru żałować. - powiedział i zaczął przysuwać się coraz bliżej. Wiedziałam,że chcę mnie pocałować. Ale nie wiedziałam czy ja tego chcę. Wyśliznęłam mu się w ostatniej chwili i zaczęłam uciekać.
- Czekaj! Krzyknął i wdał się ze mną w pościg. Biegłam coraz szybciej nie oglądając się,aż w końcu - cóż,ja,niezdara - potknęłam się i upadłam mocno się kalecząc. Widziałam,że kilkaset metrów ode mnie jest ulica,a za nią drugi las. Gdy tylko się podniosłam Lysander był już za mną. Chciałam zacząć znów biec,ale w ostatniej chwili złapał mnie za rękę.
- Nie chcę Cię skrzywdzić. Nie potrafiłbym. Zaufaj mi. - powiedział głośno,chyba bojąc się,że nie dosłyszę. Chciałam mu zaufać,ale zrobiłam to wcześniej i nie wyszło mi to na dobre. Być z nim sam na sam w ciemnym lesie nie było dobrym wyborem. Jednak znam go przecież. Nie zrobiłby mi krzywdy - co do tego jestem pewna.
- Nie ruszaj się. - odrzekł i znów zaczął się przybliżać. Tego już za wiele. Chciałam się mu wyśliznąć - udało się.
- Nie tędy! Lizie! - krzyknął. Ale mnie to nie obchodziło. Chciałam od niego uciec. Chciałam od Tego uciec. Chciałam być już w bezpiecznych rękach. Zaczęłam biec w stronę ulicy. Kiedy już byłam przy jezdni próbowałam zatrzymać jakiś samochód,których mało było o tej porze. Widziałam,że Lysander jest tuż za mną,więc wahając się jeszcze przebiegłam przez ulicę do drugiej strony lasu. Akurat wtedy przejeżdżał samochód. Szlag by to.
- Liz?! - usłyszałam znajomy głos..Armina!? Co on tu robił!?
- Armin?! - wrzasnęłam równie głośno. Widziałam jednak Lysandra który wciąż za mną biegł. Nie spoglądając na Armina znowu zaczęłam biec przed siebie,chciałam tylko go zgubić. Ale nie chciałam zgubić Armina. Tak czy siak biegłam,i Armin chyba też zaczął bo słyszałam trzask drzwi od samochodu.
Uważaj! - Krzyknął Armin,który najwyraźniej nie zauważył jeszcze Lysandra. Kiedy odwróciłam głowę zobaczyłam Armina,który niespodziewanie zatrzymał się. Nie wiedziałam o co mu chodziło więc też się zatrzymałam. Nagle poczułam,że grunt z tyłu pod nogami mi się kończy. Zachwiałam się i przechyliłam do tyłu po czym zaczęłam spadać. W ostatniej chwili złapałam się wiszącej nad przepaścią gałęzi. Wtedy zobaczyłam nad sobą nie Armina,lecz Lysandra,który podał mi rękę. Pochylał się coraz bardziej,myśląc,że nie sięgam. Ale ja nie chciałam podać mu ręki. Dlaczego to nie był Armin? W końcu za długo myślałam - gałąź zarwała się a ja spadłam razem z nią. Lysander rzucił się myśląc,że zdąży podać mi ręke,ale było za późno. On również zaczął spadać. Czułam,że zaraz umrę. Wiedziałam,że tego nie przeżyję,ale szczerze mówiąc bardziej martwiłam się o Lysandra. Jeśli ja umrę razem z Nim on umrze - przeze mnie. Jeżeli ja przeżyję ale on umrze nie wybaczę sobie tego. A jeśli ja umrę a on przeżyję on również sobie tego pewnie nie wybaczy. Czemu nie podałam mu ręki? Straciłam do niego zaufanie? Nie miałam już czasu na myślenie. Pomyślałam tylko o jednym : Armin.
(kilka minut później)
Otworzyłam oczy. Armin.
- Liz! - krzyknął Armin. Cała drżałam. Nie mogłam wydobyć tego widoku z głowy. Lysander cały we krwi. Podobnie jak ja. Podniosłam rękę do Armina. Armin podbiegł do mnie zjeżdżając z urwiska. To BYŁO straszne. Widzieć to wszystko,cały świat stanął mi przed oczami.
- Halo? Pogotowie!? - Armin najwyraźniej zadzwonił po karetkę. Cóż nie sądzę aby mi to pomogło. Ani Lysandrowi,który był chyba w gorszym stanie niż ja..Boże,czemu nie podałam mu wtedy ręki? Więcej już nie słyszałam.
- Przynajmniej raz używasz komórki w celu poważniejszym niż internet - powiedziałam a uśmiech pojawił się w moich kącikach ust. Armin natychmiast zrobił groźną minę. Jeśli miałam umrzeć chciałam to zrobić z dobrym humorem. Z dobrą miną do złej gry. Robiło się coraz ciszej..taki ubogi spokój. Zaraz umrę. Wiem to. Ale nie boje się. Nachodził mnie ten widok Lysandra. To będzie mnie prześladować,jeśli przeżyję. Ale wątpię. Ale po chwili..nic już nie widziałam...
***
No,więc trochę smutny rozdział. Nie rozpiszę się,bo wszystko co bym teraz powiedziała raczej byłoby spojlerem którego unikam..powiem tylko,że to nie koniec,Liz nie umarła. Nie sądzę aby istniały opowiadania w których - w 2 rozdziale - bohaterka/bohater umiera tak szybko. To tyle. POZDRAWIAAM :* (obrazek który będę dawać pod każdym postem).
Rozdział Pierwszy ,,Przyjazd''
- Jesteś już - Powiedziała Melania,kiedy wysiadłam z autokaru. Bałam się,że nie dojedziesz,że coś się stanie,że,że..
- Mel! - Krzyknęłam. - Ty to zawsze optymistycznie patrzysz na świat.. Po prostu się opóźniłam...jejku.
- Wiem,wiem,przepraszam. - Choć,czeka na Ciebie mała niespodzianka. - Powiedziała,po czym wzięła mnie pod ramię i pobiegłyśmy do mojego nowego mieszkania.
- Zakryj oczy. - Szepnęła Melania. Cóż,zaczynam się powoli lękać..
- NIESPODZIANKA!!! - Aż podskoczyłam z zaskoczenia! Kurczę,takiego szoku chyba jeszcze nigdy nie doznałam..no,może wtedy jak..
- Lizie! Czekaliśmy na Ciebie już długo. Co się stało,że wróciłaś pół godziny później niż mówiłaś? - Nataniel podszedł do mnie. Był ubrany inaczej niż zwykle...kiedy wyjeżdżałam miał na sobie normalne ciuchy,a teraz..chyba trochę za dużo czasu przebywał z Alexym..ciekawe co jeszcze dziwnego mnie spotka.
- No więc..to długa historia. Po prostu opóźnił nam się autokar,bo były korki.
- Rozumiem. Jak było we Włoszech?
- Nie narzekam,ale ciesze się,że jestem z powrotem w Paryżu. Niecierpliwiłam się kiedy wsiadałam dzisiaj rano do autokaru. Tak bardzo chciałam już wszystkich zoba.. - Zatkało mnie. Czy to..Alexy?!
- Cześć,Liz. - Alexy podszedł do mnie. Wow! Gdyby nie to,że znam go już z 1,5 roku nie poznałabym go..co się z nim stało!?
- A-alexy? - spytałam.
- Heh,tak. Spokojnie,spokojnie,nie zmieniłem się,tylko trochę poprawiłem swój ,,imicz''.
- Tsa...nie da się nie zauważyć. - Zaczął się śmiać.
- Przyzwyczaj się. O,właśnie,Armin bardzo chciał Cię zobaczyć. Tam stoi,obok Rozy i Lea. - Odrzekł.
- Dobra,zobaczę o co mu chodziło. - powiedziałam,i powoli poszłam do Armina. Hm,dobrze,że chociaż On się nie zmienił..
- Cześć,Armin.
- Lizzy! - krzyknął tak,że chyba wszyscy to usłyszeli,po czym rzucił się na mnie.
- Em..Armin,kurczę,odłożyłeś swoją komórkę gdy mnie zobaczyłeś..postęp.
- Tak dawno Cię nie widziałem,więc wiesz.
- Ale jeszcze nigdy tak nie zareagowałeś..nie było mnie tylko 3 tygodnie.
- Tylko 3 tygodnie? - Prychnął. Co mu odbiło? Wydaje mi się,że lekko się pokłóciliśmy,kiedy odjeżdżałam. Nawet nie przyszedł na mój wyjazd..
- Armin,chciałam zadać Ci to pytanie wcześniej,ale nie mogłam kontaktować się z kimś za granicą..
- Co takiego? - zrobił zaskoczoną minę.
- Czemu tylko Ty nie przyszedłeś,kiedy wyjeżdżałam do Włoszech?
- No...coś mi wypadło..- Mogłam się spodziewać. Jemu zawsze coś ,,wypada''.
- Niech zgadnę. Przeszedłeś na 27 poziom w LOL'u? - Spytałam z lekkim śmiechem.
- Nie! A tak w ogóle to mam już 30,ha!
- Wielkie mi rzeczy. W każdym razie smutno mi było,myślałam,że się na mnie zezłościłeś.
- Liz,nie miałbym powodów. - Objął mnie w talii. Jeszcze nigdy nie dotykał mnie tak ...emocjonalnie,że tak się wyrażę.
- Idę już, nie bądź zła. Wejdź na facebook'a to popiszemy! Krzyknął i oczywiście,jak to Armin,wybiegł z mojego domu już włączając komórkę i pewnie logując się w te jego ,,gry internetowe''.
- Pa..- szepłam. Cóż,mam jeszcze tyle osób do przywitania,że..
- LIZZY!!!!!! - Krzyknęły Kim,Violetta i Rozalia,która - o dziwo - dopiero teraz mnie zobaczyła. Tęskniłyśmy!! Jak Ci było? Poznałaś kogoś?! Przywiozłaś nam coś? Opowiadaj - WSZYSTKO ze szczegołami!
- Ja..ee..no,mam coś dla was..jak mam wam streścić 3 tygodnie w kilku zdaniach do jasnej ciasnej!?
- Nieważne,cieszymy się że już wróciłaś. - Powiedziały wszystkie w tym samym czasie,a potem zaczęłyśmy się śmiać.
- Leo! Choć! - krzyknęła Rozalia. Leo odwrócił się i pomachał mi,po czym wrócił do rozmowy z Alexy'm.
- Wybacz mi za niego,na pewno jest czymś mocno zajęty.- rzekła zaskoczona Rozalia.
- Nie no,spoko. - Odpowiedziałam. - Idę do Lysandra. Jeszcze go nie przywitałam,wiecie gdzie jest?
- Niestety. Nikt z nas go jeszcze dzisiaj nie widział. Być może nie przyszedł.
- Napiszę do niego w takim razie. A Kastiel.- Zapytałam zdziwiona,bo wiem,że Kastiel zawsze przychodzi na ,,imprezy'' gdzie może się dobrze najeść. Jak to Kastiel.
- Jego też chyba nie ma...zresztą nie powinnaś być zawiedziona,do przewidzenia było,że zostanie w domu. - powiedziała Kim.
- No właśnie..- nie dokończyłam,gdyż zadzwonił do mnie telefon. Lysander.
- Kto dzwoni? - Spytała Violetta.
- Lys. Ciekawe czego chce. Wybaczcie mi na chwilę. Powoli odeszłam i odebrałam.
- Halo? Liz?
- Lysander? Tak,to ja. Chciałam właśnie zadzwonić i spytać czemu Cię nie ma na mojej ,,imprezie'' powitalnej.
- Mam do Ciebie sprawę..
***
No,więc chciałam wam powiedzieć,że mam nowy pomysł na zrobienie troszkę innej fabuły. Ludzie,którzy oglądali Amesię - tak,trochę to będzie podobne. ;> Więc - mam nadzieje że podoba Wam się rozdział pierwszy. Zrobiłam nowy szablon,strony oraz playlistę :) Do zobaczenia!
~Sudense (mój nick na forum,bardzo lubię go używać).
Prolog.
- Liz! - Krzyknął Armin. Cała drżałam. Nie mogłam wydobyć tego widoku z głowy..czuję,że będzie mnie to prześladować do końca życia. Armin podbiegł do mnie. To było straszne. Widzieć to wszystko,cały świat stanął mi przed oczami.
- Halo? Pogotowie!? - Armin najwyraźniej dzwonił po pogotowie. Cóż,nie sądzę aby mi to pomogło..tyle usłyszałam..robiło się coraz ciszej..taki ubogi spokój. Czuje się jakbym miała zaraz umrzeć - i,być może to prawda - ale nie bałam się tego. Nachodził mnie . A po chwili...nic już nie widziałam...
***
Witam. Wiem,że trochę krótki prolog ale..może taki powinien być? Mam nadzieję,że częściej będziecie odwiedzać mój blog,posty będę dodawać mniej więcej wtedy jak będę wchodziła,a na pewno w weekendy,i - jako że mam teraz rekolekcje - to pewnie codziennie. Proszę jednak nie zdziwić się,jeśli w którymś dniu zabraknie posta ponieważ nie mam zamiaru siedzieć całe rekolekcję w domu. C: Troszkę o mnie? Ale już nie za dużo. No,więc jestem Wiktoria,mam 12 lat. Pasjonuje się właśnie informatyką i bardzo lubię grać w słodki flirt,transformice,oglądać anime i blogować. :) Do napisania tego bloga zainspirowała mnie Paulcia która też wspaniale pisze ! ^^ Podam Wam jeszcze kilka blogów z opowiadaniami ,a dokładniej dziewczyn z mojej..hm..paczki? xD Blog Julci;3 : http://my-strange-store.blogspot.com/
Blog Paulci (:**) : http://blue-element-of-life.blogspot.com/ Blog Izki;p : http://story-blog-yuuki.blogspot.com/ . To tyle,do następnego postu ! (Ps. dzisiaj pojawią się pewnie nowe zakładki!)
- Halo? Pogotowie!? - Armin najwyraźniej dzwonił po pogotowie. Cóż,nie sądzę aby mi to pomogło..tyle usłyszałam..robiło się coraz ciszej..taki ubogi spokój. Czuje się jakbym miała zaraz umrzeć - i,być może to prawda - ale nie bałam się tego. Nachodził mnie . A po chwili...nic już nie widziałam...
***
Witam. Wiem,że trochę krótki prolog ale..może taki powinien być? Mam nadzieję,że częściej będziecie odwiedzać mój blog,posty będę dodawać mniej więcej wtedy jak będę wchodziła,a na pewno w weekendy,i - jako że mam teraz rekolekcje - to pewnie codziennie. Proszę jednak nie zdziwić się,jeśli w którymś dniu zabraknie posta ponieważ nie mam zamiaru siedzieć całe rekolekcję w domu. C: Troszkę o mnie? Ale już nie za dużo. No,więc jestem Wiktoria,mam 12 lat. Pasjonuje się właśnie informatyką i bardzo lubię grać w słodki flirt,transformice,oglądać anime i blogować. :) Do napisania tego bloga zainspirowała mnie Paulcia która też wspaniale pisze ! ^^ Podam Wam jeszcze kilka blogów z opowiadaniami ,a dokładniej dziewczyn z mojej..hm..paczki? xD Blog Julci;3 : http://my-strange-store.blogspot.com/
Blog Paulci (:**) : http://blue-element-of-life.blogspot.com/ Blog Izki;p : http://story-blog-yuuki.blogspot.com/ . To tyle,do następnego postu ! (Ps. dzisiaj pojawią się pewnie nowe zakładki!)
Subskrybuj:
Posty (Atom)