sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 2. ,,Wypadek''

- Mam do Ciebie sprawę.. - odrzekł. Dziwne,Lys którego znam raczej - gdyby miał jakąś sprawę - powiedziałby mi to osobiście,a nie przez telefon. Chwila..on ma telefon?..
- Co się stało? Gdzie jesteś? Czemu Cię nie było?
- Spotkajmy się na ulicy Sucritt* koło lasku,ok?
- Ale..- nie zdążyłam odpowiedzieć. Rozłączył się. To chyba coś poważnego. Lepiej pójdę to sprawdzić. Podeszłam do wieszaka na kurtki i zaczęłam powoli ubierać się w swoją jasno-niebieską kurtkę z zamkiem. 
- Gdzie idziesz..? Co powiedział Lysander? - usłyszałam głos Rozy tuż za moimi plecami.
- Nie wiem,miał jakąś sprawę. Idę do niego bo to chyba poważne. Inaczej zjawiłby się tutaj,albo powiedział mi przez telefon. - odpowiedziałam.
- Dobra,ale wróć niedługo. Większość ludzi raczej skapnie się,że wyszłaś bez słowa z domu. - rzekła,chyba zasmucona.
- Obiecuję,że przyjdę najszybciej jak będę mogła. Przytuliłam ją do siebie odruchowo i wyszłam z domu. Wzięłam kluczyki i wsiadłam do auta. Pojechałam pod lasek,na ulicę Sucritt słuchając The band Perry - If i die young. Gdy zajechałam uliczkę dostrzegłam Lysandra który ani śnił się obrócić tylko szedł w stronę lasu. 
- Lysander!! - krzyknęłam. Albo nie dosłyszał albo nie chciał słyszeć. Szybko wysiadłam z auta i pobiegłam do niego.
- Lys! No co ty odwalasz!? - wrzasnęłam wściekła. Chyba zrobiłam się czerwona jak burak,bo obrócił się i lekko uśmiechnął.
- Wybacz. Nie usłyszałem jak ,,krzyczysz''. - odpowiedział,a jego uśmiech wciąż nie znikał z twarzy. Czasem naprawdę nie rozumiem tego człowieka.
- No nic. W każdym razie chyba po coś mnie tu zwołałeś. Zastanawiam się..PO CO W TAKIE MIEJSCE? Wiesz,że nie przepadam za ciemnymi lasami..i jest 18,robi się ciemno. Jest ciemno.
- Nie zwołałem Cię tu bez powodu. - powiedział powoli się do mnie zbliżając.
- Przejdź do rzeczy..- szepnęłam ciszej cofając się tip-topem. 
- Liz,tęskniłem za Tobą. Chciałem Ci coś powiedzieć,ale Ty wyjechałaś..nie zdążyłem. Niemal umarłem z tęsknoty..chciałem być z Tobą sam na sam. - powiedział. Moja mina skwaśniała. Co on chcę zrobić? Cofałam się coraz dalej aż doszłam do drzewa. Zablokował mnie. Nie miałam jak uciec.
- Lys..napiłeś się? Wytrzeźwiej zanim zrobisz coś czego będziesz potem żałować.
- Nie mam zamiaru żałować. - powiedział i zaczął przysuwać się coraz bliżej. Wiedziałam,że chcę mnie pocałować. Ale nie wiedziałam czy ja tego chcę. Wyśliznęłam mu się w ostatniej chwili i zaczęłam uciekać. 
- Czekaj! Krzyknął i wdał się ze mną w pościg. Biegłam coraz szybciej nie oglądając się,aż w końcu - cóż,ja,niezdara - potknęłam się i upadłam mocno się kalecząc. Widziałam,że kilkaset metrów ode mnie jest ulica,a za nią drugi las. Gdy tylko się podniosłam Lysander był już za mną. Chciałam zacząć znów biec,ale w ostatniej chwili złapał mnie za rękę.
- Nie chcę Cię skrzywdzić. Nie potrafiłbym. Zaufaj mi. - powiedział głośno,chyba bojąc się,że nie dosłyszę. Chciałam mu zaufać,ale zrobiłam to wcześniej i nie wyszło mi to na dobre. Być z nim sam na sam w ciemnym lesie nie było dobrym wyborem. Jednak znam go przecież. Nie zrobiłby mi krzywdy - co do tego jestem pewna. 
- Nie ruszaj się. - odrzekł i znów zaczął się przybliżać. Tego już za wiele. Chciałam się mu wyśliznąć - udało się.
- Nie tędy! Lizie! - krzyknął. Ale mnie to nie obchodziło. Chciałam od niego uciec. Chciałam od Tego uciec. Chciałam być już w bezpiecznych rękach. Zaczęłam biec w stronę ulicy. Kiedy już byłam przy jezdni próbowałam zatrzymać jakiś samochód,których mało było o tej porze. Widziałam,że Lysander jest tuż za mną,więc wahając się jeszcze przebiegłam przez ulicę do drugiej strony lasu. Akurat wtedy przejeżdżał samochód. Szlag by to.
- Liz?! - usłyszałam znajomy głos..Armina!? Co on tu robił!?
- Armin?! - wrzasnęłam równie głośno. Widziałam jednak Lysandra który wciąż za mną biegł. Nie spoglądając na Armina znowu zaczęłam biec przed siebie,chciałam tylko go zgubić. Ale nie chciałam zgubić Armina. Tak czy siak biegłam,i Armin chyba też zaczął bo słyszałam trzask drzwi od samochodu. 
Uważaj! - Krzyknął Armin,który najwyraźniej nie zauważył jeszcze Lysandra. Kiedy odwróciłam głowę zobaczyłam Armina,który niespodziewanie zatrzymał się. Nie wiedziałam o co mu chodziło więc też się zatrzymałam. Nagle poczułam,że grunt z tyłu pod nogami mi się kończy. Zachwiałam się i przechyliłam do tyłu po czym zaczęłam spadać. W ostatniej chwili złapałam się wiszącej nad przepaścią gałęzi. Wtedy zobaczyłam nad sobą nie Armina,lecz Lysandra,który podał mi rękę. Pochylał się coraz bardziej,myśląc,że nie sięgam. Ale ja nie chciałam podać mu ręki. Dlaczego to nie był Armin? W końcu za długo myślałam - gałąź zarwała się a ja spadłam razem z nią. Lysander rzucił się myśląc,że zdąży podać mi ręke,ale było za późno. On również zaczął spadać. Czułam,że zaraz umrę. Wiedziałam,że tego nie przeżyję,ale szczerze mówiąc bardziej martwiłam się o Lysandra. Jeśli ja umrę razem z Nim on umrze - przeze mnie. Jeżeli ja przeżyję ale on umrze nie wybaczę sobie tego. A jeśli ja umrę a on przeżyję on również sobie tego pewnie nie wybaczy. Czemu nie podałam mu ręki? Straciłam do niego zaufanie? Nie miałam już czasu na myślenie. Pomyślałam tylko o jednym : Armin.
(kilka minut później)
Otworzyłam oczy. Armin.
- Liz! - krzyknął Armin. Cała drżałam. Nie mogłam wydobyć tego widoku z głowy. Lysander cały we krwi. Podobnie jak ja. Podniosłam rękę do Armina. Armin podbiegł do mnie zjeżdżając z urwiska. To BYŁO straszne. Widzieć to wszystko,cały świat stanął mi przed oczami. 
- Halo? Pogotowie!? - Armin najwyraźniej zadzwonił po karetkę. Cóż nie sądzę aby mi to pomogło. Ani Lysandrowi,który był chyba w gorszym stanie niż ja..Boże,czemu nie podałam mu wtedy ręki? Więcej już nie słyszałam. 
- Przynajmniej raz używasz komórki w celu poważniejszym niż internet - powiedziałam a uśmiech pojawił się w moich kącikach ust. Armin natychmiast zrobił groźną minę. Jeśli miałam umrzeć chciałam to zrobić z dobrym humorem. Z dobrą miną do złej gry. Robiło się coraz ciszej..taki ubogi spokój. Zaraz umrę. Wiem to. Ale nie boje się. Nachodził mnie ten widok Lysandra. To będzie mnie prześladować,jeśli przeżyję. Ale wątpię. Ale po chwili..nic już nie widziałam...
       
                                                            ***
No,więc trochę smutny rozdział. Nie rozpiszę się,bo wszystko co bym teraz powiedziała raczej byłoby spojlerem którego unikam..powiem tylko,że to nie koniec,Liz nie umarła. Nie sądzę aby istniały opowiadania w których - w 2 rozdziale - bohaterka/bohater umiera tak szybko. To tyle. POZDRAWIAAM :* (obrazek który będę dawać pod każdym postem).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz