niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 3. ,,Poczucie Winy''

Otworzyłam oczy,i zobaczyłam szwendającego się po pokoju Nataniela,a za Nim Armina. Jak to Armin grał na psp. Zaraz,chwila..czy ja..żyję? Co z Lysandrem? Gdzie ja jestem? 
- LIZ! - Wrzasnął Nataniel podbiegając do mnie. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam,aby był tak przejęty. No,chyba,że chodziło o sprawy szkolne,czy coś.
- Cz-cześć,Nat..cześć Armin..Co sie stało z Lysandrem? Gdzie jest ? - to były moje pierwsze słowa,nie myślałam o niczym innym. Armin pomachał do mnie i odkładając psp na półkę obok podszedł do mnie po czym rzekł:
- Lysander leży w pokoju obok,jego stan jest tragiczny,nie wiadomo czy przeżyje. W każdym razie ciesze się,że żyjesz..powiedz co robiłaś w tym le..- nie zdążył do kończyć,bo zrobiłam złą minę i machnęłam mu,żeby zachował to  dla siebie,i że potem pogadamy. Zrozumiał.
- Jak spadłaś z tego urwiska,czemu uciekałaś? Ktoś cię gonił? Nie kłam, musimy wiedzieć!- powiedział Nataniel ze zmartwioną miną. Nie wiedziałam co robić. Jeśli im powiem pewnie będą coś podejrzewać z Lysandrem,a jeśli zachowam to dla siebie Armin i tak to pewnie wygada,i będzie jeszcze większa klapa. Spojrzałam odruchowo na Armina,który zrobił zaniepokojoną minę,po czym zajął czymś Nataniela.
- Armin,nie czas teraz na Twoje gierki. Lizie powiedz co się tak naprawdę stało? - spytał Nataniel jeszcze bardziej zaniepokojony wszystkim.
- Ja..po prostu trochę źle się poczułam w domu,i..wyszłam trochę przejechać się samochodem..zobaczyłam..jakiegoś psa..on zaczął mnie gonić..biegłam i..akurat Armin jechał,ja wciąż biegłam,przez przypadek ominęłam Armina,ale widziałam,że pies wciąż mnie goni,i w końcu biegłam nie mogąc się zatrzymać...zagapiłam się i spadłam....- powiedziałam trochę się wahając. Nataniel chyba skojarzył,że coś kręcę bo uniósł brew.
- Nie umiesz kłamać..- powiedział trochę zawiedziony,że mu nie ufam. Nie o to chodziło,ale nie mogłam mu powiedzieć. Miałby lekki uraz do Lysandra,a jeszcze tego brakowało. Już miałam coś odpowiedzieć,ale usłyszałam jak lekarze mówią o wynikach Lysa. Mieli zmartwioną minę,więc wiedziałam,że coś jest nie tak.
- Lysander! -krzyknęłam i próbując wstać szukałam kapci na podłodze. 
- Liz,co robisz?! Nie jesteś na tyle sprawna aby móc chodzić! - powiedział Armin,łapiąc mnie przy okazji,ponieważ upadłam z braku równowagi.
- Nie obchodzi mnie to! Muszę go zobaczyć!
- Czemu? Podobno On miał inny wypadek..- powiedział Nataniel zamyślony. Zamarłam. Nie wiedziałam jak na to odpowiedzieć. Nataniel patrzył na mnie oschłym spojrzeniem. Dziwnie się poczułam. Ale nie wiedziałam co powiedzieć,wiec zignorowałam go i chwytając się Armina powoli szłam do sali obok.
- Długo nie utrzymasz tego w tajemnicy. Liz,widziałem co tam się stało. Możesz mi to powiedzieć,nie utrzymasz tego przede mną w tajemnicy,widziałem wszystko co się stało. Co tam robił Lysander? Czemu przed Nim uciekałaś? - pytał,i widziałam,że ma jeszcze 1000 pytań do zadania. Wiedziałam,że teraz nie uda mi się skłamać. A chciałam się mu wyżalić.
- Lysander zadzwonił do mnie,powiedział,że ma ważną sprawę i musimy pogadać na osobności. Pojechałam,a gdy zobaczyłam jak idzie w stronę lasu pobiegłam go zatrzymać. Powiedział mi,że nie będzie niczego żałować i..chciał mnie pocałować..- mówiłam,ale jakby zabrakło mi oddechu. Pamiętam to,dobry Boże,czemu wtedy,czemu zaczęłam uciekać a nie wyjaśniłam tego po prostu. Jestem idiotką. Nic takiego by się nie wydarzyło. Armin spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem,jakby wyzywającym,ale to naprawdę była moja wina?
- Rozumiem. - powiedział,ale nie wiedziałam czy to do końca prawda. Grunt załamał mi się pod nogami i znów upadłam uderzając przy tym głowę o krzesło. Armin pomógł mi wstać i poszliśmy do pokoju nr. 8 gdzie leżał Lysander podłączony do kroplówki i innych takich rzeczy..
- Lysander! - krzyknęłam i podbiegłam do niego. Nie liczyło się czy się przewrócę czy nie. 
- Liz,czekaj! - powiedział Armin. Podeszłam do Lysandra i usiadłam na krześle obok łóżka. Nie ruszał się. Czułam,że zaraz spadnie mu tętno i umrze. Lysander,nie rób mi tego. Chciałeś mi pomóc,ale ja debilka nie przyjęłam pomocy,dlaczego to ja tu nie leże!? Dlaczego On,który chciał mi tylko pomóc..co ja narobiłam..
- Liz. - Lys otworzył oczy.
- LYSANDER! - Krzyknęłam i rzuciłam się na niego chyba lekko go  dusząc,bo zaczął kaszleć.
- Jak mnie nie puścisz to mnie udusisz - powiedział i zaczął się lekko śmiać. Jak to On.
- Ty żyjesz,myślałam,że Cię już nie usłyszę. - powiedziałam,czując,że łzy napływają mi do oczu.
- Czemu wtedy nie podałaś mi ręki..? Bałaś się mnie? - spytał. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć,więc milczałam wtapiając oczy w podłogę. 
- To moja wina. - powiedział. - Mogłem powiedzieć Ci to w mniej..straszny sposób. Miałaś prawo się bać,co mi odbiło,że zaciągnąłem Cię do lasu - ciemnego przy okazji - i to powiedziałem. Boże,uchowaj. - powiedział i wyciągnął rękę. Już miałam ją podać,gdy opadła. Czy on..
Zapadła cisza. Armin stał oparty nogą o ścianę i wszystko widział.
- Liz,choć..lepiej,żebyś tu już nie przebywała.
- Al..- nie mogłam wydusić z siebie więcej. Łza ociekła mi po policzku. 
- Kocham cię.. -szepnęłam mu do ucha po czym odeszłam chwytając się Armina,który pomógł mi wyjść z pokoju. Weszłam na korytarz,gdzie czekali już chyba wszyscy. Nataniel,Kastiel,Leo,Dajan,Iris,Kim,Violetta,Melania,Roza i inni.
- On..- spytała Roza już płacząc. Podeszła do Leo i przytuliła go mocno. Pozostali patrzyli się w ścianę,sufit,podłogę i gdzie tylko jeszcze można było. Tylko Nataniel i Kastiel patrzyli się na mnie. Nataniel z troską a Kastiel..miał wyraz twarzy którego nie da się opisać. Było w tym trochę smutku a trochę zdziwienia..nie wytrzymałam. Wyrwałam się Arminowi i pobiegłam do drzwi wyjścia w samej pidżamie. Akurat padało. Cóż za niefortunny zbieg okoliczności. Nataniel podszedł do mnie i chwycił mnie za ramie.
- To jego wina,nie miałaś z tym nic wspólnego,prawda? - powiedział,ale była w tym nutka zdziwienia.
- Nataniel..tak naprawdę to..ja go zabiłam..- powiedziałam i ściągnęłam jego rękę z mojego ramienia. - Jestem idiotką. - powiedziałam już zalana łzami. Nataniel spojrzał na mnie z wielkim zdziwieniem,po czym poprosił abym wszystko mu powiedziała. Zrobiłam to.
- A więc..czemu wtedy skłamałaś o tym psie? - spytał smutny. 
- Nie wiem,czułam,że nie chcę o tym nikomu mówić. - odrzekłam i chwyciłam się za ramie z miną pogardliwą,która była skierowana do mnie.
- Arminowi powiedziałaś. - powiedział już oschlej. I odszedł. Zostawił mnie samą pod daszkiem szpitala. Chwilę postałam. Dopiero wtedy poczułam się najgorzej. Byłam wtedy  całkiem sama. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Opadłam. 
- Zabiłam go .. - szepłam. Po chwili znalazła mnie Iris i zawołała Armina i innych.
  
                                                       ***
No,więc koleżanka zapytała się,czemu Lys musiał umrzeć. Cóż,musiał być jakiś smutny wątek. Spokojnie,to nie koniec jego roli. On jeszcze nie zakończył swoich 5 minut..w każdym razie mam nadzieję,że rozdział się podobał. Dziś albo jutro *zależy kiedy mi się będzie chciało i kiedy mnie olśni* pojawi się nowy rozdział.
Żegnam!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz